Nigdy nie nazwałbym siebie pedantem. Po prostu lubię mieć względny porządek, ale nie latam z mopem i odkurzaczem codziennie. Raz na tydzień ogarniam wszystko i mam spokój. Czasami częściej, jeśli kogoś do siebie zapraszam.
Zobacz również: Przestałam odwiedzać przyjaciółkę, bo nie mogę znieść bałaganu w jej domu
Ostatnio taka akcja miała miejsce 2 tygodnie temu, kiedy miała mnie odwiedzić dziewczyna. Nie wiem jeszcze, czy oficjalnie moja, ale od jakiegoś czasu spotykaliśmy się to tu, to tam. Nawet okna i okap wymyłem, żeby nie podpaść.
W ramach rewanżu zaprosiła mnie w ostatni weekend do siebie, więc oczywiście skorzystałem.
Wiedziałem tylko, że mieszka sama w wynajętej kawalerce i ma psa. Czego się spodziewałem? Sam nie wiem. Po prostu chciałem czuć się tam dobrze, a tak naprawdę od razu po przekroczeniu progu chciałem uciekać.
Zobacz również: Czy zbyt rzadko sprzątam mieszkanie?
Dosłownie - wszedłem i zamarłem. Niewielka przestrzeń, a do tego strasznie zagracona. Na tapczanie walały się ciuchy, które chyba przed chwilą mierzyła. Albo zawsze tam leżą? Na nich jeszcze psisko. Stolik uginał się od brudnych misek i kubków.
W kuchni podłoga klejąca się od oleju, a w łazience rdzawe zacieki na muszli klozetowej i wannie. Wszędzie przynajmniej centymetr kurzu. Nawet palcem nie kiwnęła, żeby mnie godnie przyjąć. Widocznie taki typ.
A ja się teraz zastanawiam - czy mimo wszystko dać jej szansę i liczyć na to, że kiedyś zmieni się na lepsze?
Sławek
Zobacz również: Moja bratowa strasznie zapuściła mieszkanie. Czy mogę jej to wytknąć?