Od zawsze chciałam mieć psa, ale rodzice się nie zgadzali. W sumie trudno im się dziwić, bo w domu była nas piątka, a później wprowadziła się jeszcze chora babcia. Kiedy starsze rodzeństwo poszło na swoje - ja byłam zajęta innymi sprawami.
Zobacz również: Zostałam zaczepiona na ulicy, bo miałam na sobie naturalne futro
Teraz jestem na swoim i mogłabym wreszcie spełnić swoje marzenie. Zaczęłam nawet działać w tym kierunku. Jakieś 2 tygodnie temu odwiedziłam schronisko, gdzie poznałam cudownego psiaka. Miał najsmutniejszą minę ze wszystkich.
Rozczulił mnie do tego stopnia, że zaczęłam się o niego starać.
Od razu powiedziano mi, jak sprawa wygląda. To piesek po przejściach, którego trzeba dopiero wychować. W czasie spacerów wyrywa się, w domu może brudzić i niestety czasami bywa agresywny.
Zobacz również: Nie rozumiem nagonki na myśliwych. Od dzieciństwa biorę udział w polowaniach
Pomyślałam sobie, że to wyzwanie, ale na moje siły. Mieszkam sama, nie mam dzieci, ani innych zwierzaków, więc mogę mu stworzyć idealne warunki. Powoli wyjdziemy na prostą. I wiecie co? Im bliżej oficjalnej adopcji, tym bardziej się boję.
W głębi duszy uznałam już, że za bardzo się pospieszyłam i nie przemyślałam sprawy. Zupełnie nie wiem, jak mam się w tym momencie zachować. On czeka, schronisko też na mnie liczy. Mogłabym się zmusić, ale nie wiem czy nie pożałuję.
Jest mi wstyd, ale nie chcę popełnić największego błędu w życiu. Jak myślicie - czy w takiej sytuacji powinnam się w porę wycofać?
Natalia
Zobacz również: Sklepy nadal powinny sprzedawać żywe karpie. Przecież to nasza tradycja