Kiedyś uwielbiałam chodzić po drogeriach. Spędzałam tam długie godziny testując i sprawdzając różne kosmetyki. Wąchałam, nakładałam, mieszałam - chciałam wiedzieć, co kupuję. W ostatnim czasie to jednak trudne.
Zobacz również: Tak oszukujemy w sklepach. Przyznaje się do tego aż co trzeci polski klient
Testery praktycznie zniknęły z półek. Czasami zdarzają się otwarte perfumy, ale produkty do pielęgnacji czy makijażu są szczelnie pozamykane. Skąd człowiek ma wiedzieć, czy właśnie tego potrzebuje?
Mimo wszystko próbuję sobie radzić. Tak jak ostatnio.
Chciałam kupić krem koloryzujący. BB, CC, czy jak to się nazywa. Niestety, wszystkie były zapakowane w kartoniki, a wydrukowany odcień zazwyczaj ma niewiele wspólnego z rzeczywistością.
Zobacz również: Wyrzucili mnie ze sklepu, bo zjadłam kilka cukierków. Lubię wiedzieć, co kupuję
Otworzyłam pudełko - normalnie, odginając kartonik, bo nie było tam żadnej folii ani taśmy zabezpieczającej. Uznałam, że to jednak nie mój kolor, więc włożyłam z powrotem. A wtedy dopadła mnie ekspedientka.
Według niej nie mogłam tego zrobić i sprawiam zagrożenie (!!!). Mimo, że nie włożyłam do niczego swoich palców, to i tak muszę sfinalizować zakup. Inaczej towar pójdzie na straty. Skoro nie ma testera, to nie mam prawa grzebać w pudełku.
A czy ona miała prawo zmusić mnie do kupienia czegoś, czego wcale nie chciałam?
Julita
Zobacz również: Klientka złożyła na mnie skargę. Czy źle ją potraktowałam?