Zanim sobie pomyślicie, że to kolejna dramatyczna historia właścicielki amstaffa czy innego pitbulla - to nie o mnie. Kilka lat temu przygarnęłam prosto z ulicy małego kundelka, który wyrósł na pokaźne psisko.
Zobacz również: Kasjerka nie pozwoliła mi wejść z małym pieskiem. Bojkotuję takie sklepy
Myślę, że wychowałam go najlepiej jak mogłam. Byłam stanowcza, ale też czuła. Nie stosowałam wobec niego przemocy i nauczyłam delikatności. Spał ze mną, a nawet bawił się z małymi dziećmi moich znajomych.
Nigdy nie przejawiał agresywnego zachowania. Był aż przesadnie potulny.
Zdarzyło się jednak nieszczęście. W czasie spaceru postanowiłam wstąpić do osiedlowego sklepu, więc przywiązałam go do ogrodzenia. Gdzieś zupełnie z tyłu, żeby nikt go nie zaczepiał. Może nie powinna, ale wszyscy tak robią.
Zobacz również: Sąsiad ma pretensje, bo wypuszczam psa, żeby sam spacerował. Ma rację?
Po kilku minutach usłyszałam jakieś poruszenie przed budynkiem. Okazało się, że mój łagodny piesek poważnie ugryzł dziecko. Skąd się tam wzięło? Rodzic nie przypilnował, bo smycz była na swoim miejscu.
Dostałam mandat za to, że stworzyłam zagrożenie (nie wiem w jaki sposób), dziecku założono kilka szwów, sprawdzono wszystkie szczepienia, a pies został zabrany do schroniska, gdzie czeka na decyzję. Istnieje poważne ryzyko, że zostanie uśpiony.
Jestem zrozpaczona. Czy Wy też uważacie, że nie ma innego wyjścia i trzeba go ukarać w najgorszy sposób?
Kinga
Zobacz również: Mój pies od zawsze mieszka w budzie. Nie wprowadzę go nagle do domu