Z reguły nie narzekam na swoje życie, bo przecież sama je sobie urządziłam. Czuję się jednak coraz bardziej bezsilna. Człowiek naprawdę staje na głowie, żeby było dobrze, a później i tak obrywa. Moje życie uczuciowe to niekończąca się porażka.
Zobacz również: Podrywa mnie żonaty facet. Dać mu szansę, skoro mamy się ku sobie?
Poznaję kogoś, jest super przez kilka tygodni i koniec. Rzucam go, on mnie, na jaw wychodzi zdrada albo ukrywał, że ma żonę. Serio, nieustannie pakuję się w podobne historie. A ja po prostu chciałabym kochać z wzajemnością.
Coraz bardziej mam tego dość, ale brakuje mi konsekwencji.
Mówię sobie: zostaw go w spokoju, to nie jest facet dla ciebie. Albo: odczekaj, zapomnij o eks i dopiero myśl o innym. Na niewiele się to zdaje, bo o moich romansach i ekspresowych związkach mogłabym napisać książkę.
Zobacz również: Postanowiłam, że nie zamieszkam z nim przed ślubem. Dobrze robię?
Mam 26 lat i wypadałoby wreszcie poznać kogoś porządnego. Tak jak moje przyjaciółki - wszystkie zaręczone albo już planują ślub. Co ja robię źle? Na pewno trochę się zagubiłam i za rzadko używam mózgu, bo do głosu dochodzi tylko serce.
Zastanawiam się, czy nie zniknąć z "rynku" nawet na cały rok. Żadnych wyjść, imprez, aplikacji randkowych i swatających mnie koleżanek. Miałabym czas, żeby nabrać dystansu i nauczyć się rozpoznawać porządnych facetów.
Myślicie, że to w mojej sytuacji dobry pomysł?
Sandra
Zobacz również: Wybieram się na pierwszą randkę. Czy on na pewno za nią zapłaci?