Niczego w życiu nie brzydzę się tak bardzo, jak mieszania się w cudze sprawy. Niektóre rzeczy są tak prywatne, że nikt nie powinien się nimi zajmować. Tylko tym razem wszystko zależy od perspektywy...
Zobacz również: LIST: „Wypłacam dorosłym dzieciom kieszonkowe. Beze mnie sobie nie radzą”
Teoretycznie to odrębna rodzina. Rodzice, dzieci i ich życie. Ale ja w pewnym sensie też powinnam być im bliska, bo nie jestem tylko koleżanką mamy. Zostałam także matką chrzestną jej córki. To zobowiązuje.
Niestety, ostatnio przykro mi się na nich patrzy i chciałabym zareagować.
Chodzi o kiepską sytuację finansową, której już nie potrafią ukryć. Kiedy ich odwiedzam albo spotykam się z chrześnicą na neutralnym gruncie, to postępująca bieda jest coraz bardziej widoczna.
Zobacz również: LIST: „Dostałam okropne mieszkanie socjalne. Nie wychowam dzieci w takich warunkach”
Stare ubrania, zdarte buty, rozlatujący się plecak, najtańsze przybory szkolne. Dziewczynka ma 10 lat i nie dostała własnego telefonu, choć wszyscy w klasie już mają. Mogłabym coś z tym zrobić, ale nie wiem czy wypada.
Zastanawiam się, jak jej rodzice na to zareagują. I jak poczuje się jej młodsze rodzeństwo, bo przecież wszystkim nie zrobię zakupów. Człowiek chce pomóc, ale zamiast działać, to gubi się w domysłach. To jednak delikatna sprawa.
Myślicie, że mogę zabrać ją od czasu do czasu na większe zakupy i może nawet wypłacać kieszonkowe?
Joanna
Zobacz również: LIST: „Partner nie pomaga mi finansowo przy wychowaniu dziecka z poprzedniego związku”