Jestem w tak komfortowej sytuacji, że nie muszę oszczędzać na najważniejszych sprawach. Żyję w godnych warunkach i tego samego chcę dla moich dzieci. Razem z mężem uczymy je szacunku do pieniędzy, ale nie jesteśmy skąpi.
Zobacz również: Rewolucja w 500+. Coraz więcej Polaków opowiada się za takim rozwiązaniem
Kiedy córka dwa lata temu wyjeżdżała na studia do innego miasta, wtedy ustaliliśmy budżet na ten cel. 1000 zł na mieszkanie + 700 zł na inne wydatki. Od tego czasu ceny jednak dramatycznie wzrosły, więc teraz to w sumie 2000 zł.
Wiem, że sporo, ale na nic więcej nie może liczyć. Ma się w tym zmieścić.
To dość wygodne rozwiązanie, bo przynajmniej nie wydzwania co kilka dni z prośbą o przelew. Wie, ile ma do dyspozycji i musi jakoś zapanować nad wydatkami. W ten sposób nabiera odpowiedzialności, która przyda się w dorosłym życiu.
Zobacz również: LIST: „Dochodzą mnie słuchy, że to koniec 500+. Boję się o przyszłość mojej rodziny”
Pewnie nie miałabym wątpliwości, czy postępujemy dobrze, ale pojawił się głos sprzeciwu. I to z najmniej oczekiwanej strony, bo swoje trzy grosze postanowiła wtrącić moja rodzona siostra. Ona też ma dzieci.
Według niej to nie żadna pomoc, ale rozpieszczanie. Powiedziała wprost, że dajemy jej za dużo. W ten sposób nigdy nie nauczy się zarządzać budżetem, a przez rówieśników będzie postrzegana jako rozpuszczona córeczka bogaczy.
Uderzyło mnie to, ale sama nie wiem. Czy Wy też uważacie, że to zbyt duża kwota dla studentki?
Ewa
Zobacz również: Właśnie tyle kosztuje polskich rodziców wychowanie dziecka do 18. roku życia. Ta kwota poraża!