Od wczoraj cały czas o tym rozmyślam. Moja poprzednia firma padła praktycznie z dnia na dzień i pierwszy raz od lat muszę szukać pracy. Od ostatniej rozmowy bardzo wiele zależy. Myślę, że znalazłam idealne zajęcie.
Zobacz również: Najgorzej opłacane zawody. Trzeba być pasjonatem, żeby pracować w tych branżach
Tylko czy szefostwo będzie podobnego zdania? Z miny niewiele mogłam wyczytać i tradycyjnie na koniec usłyszałam, że się odezwą. Całość przebiegała dość standardowo, bo pytano o wykształcenie, doświadczenie i umiejętności.
Odpowiadałam spokojnie i konkretnie, bo wiem że mam odpowiednie kwalifikacje. Gorzej z kasą.
Wreszcie poruszono też delikatną kwestię, jaką jest wynagrodzenie. Bardzo tego nie lubię. Zamiast zaproponować konkretną stawkę, to wypytują na ile się cenię. Przecież wiadomo, że każdy chciałby 10 tysięcy na rękę, służbową kartę i samochód z szoferem.
Zobacz również: „Wylęgarnie milionerów”. 15 polskich uczelni, po których zarobisz najwięcej
Poczytałam ile dostają inni, wyjęłam średnią i powiedziałam: 4-4,5 tys. zł netto. Stanowisko młodszego specjalisty w prywatnej firmie, które wymaga dyplomu i konkretnych umiejętności. Mało? Dużo? Sama już nie wiem.
W poprzedniej pracy dostawałam mniej, ale to zupełnie inna bajka. Trafiłam tam po znajomości i musiałam się zgodzić na każde warunki. Teraz mam niby większe pole manewru, ale strasznie się boję, że przestrzeliłam.
A Wy jak sądzicie? Czy moje oczekiwania są za duże i zniechęcą do mnie pracodawcę?
Magda
Zobacz również: Średnia pensja na etacie. Ile tak naprawdę Polacy dostają na rękę?