Dziwnie mi się życie potoczyło, bo pod koniec liceum byłam przekonana, że nawet nie pójdę na studia. Byłam znudzona nauką i chciałam zacząć zarabiać. Myślałam, żeby zostać kosmetyczką albo recepcjonistką. Na pierwszy kierunek dostałam się przypadkiem.
Zobacz również: Absolwenci tych uczelni zarabiają NAJMNIEJ. Po takich studiach kariery nie zrobisz
Koleżanka mnie namówiła - chodź, spróbujesz. Jak się nie uda, to trudno, a jak cię przyjmą, to zobaczysz. W połowie października wiedziałam już, że to jest mój żywioł. Byłam zafascynowana wykładami i tak jakoś poszło.
Obroniłam licencjat i chciałam więcej.
Kontynuowałam magisterkę na tym samym kierunku. W połowie stwierdziłam, że ciągle mi mało, więc poszłam jeszcze na coś innego. Połączyłam dzienne z zaocznymi i było naprawdę super. Wreszcie obroniłam się tu i tam.
Zobacz również: LIST: „Od 10 lat jestem studentką. Nie wiem, jak innym udaje się to skończyć”
Nie jestem osobą, której zależy tylko na tytule. Nie obnoszę się tym. W studiowaniu najbardziej kręci mnie poznawanie nowych rzeczy i fakt, że wykładowcy traktują cię jak dorosłego człowieka. Chyba dlatego zaczynam myśleć o kolejnej specjalności.
Rodzice twierdzą, że jestem chyba zbyt ambitna. Powinnam zacząć robić karierę zawodową, a naukę sobie już odpuścić. Tylko ja za tym strasznie tęsknie. Nigdzie nie czuję się tak dobrze, jak na uczelni.
Myślicie, że powinnam posłuchać głosu serca i obronić magisterkę trzeci raz?
Michalina
Zobacz również: 7 powodów, dlaczego żałuję, że zostałam magistrem