Wszyscy mają ubaw z tej historii i dla niektórych jest to oczywiście argument za tym, że weganie nie są do końca zdrowi psychicznie. Już nawet nie pamiętam gdzie, ale jakaś pacjentka z podejrzeniem koronawirusa zbuntowała się i uciekła ze szpitala.
Zobacz również: Przez 4 lata była weganką. Pokazała, co dieta roślinna zrobiła z jej twarzą
Kobieta jest od dawna wegetarianką, a tu zamknęli ją na oddziale i karmili mięsem. Oczywiście tego nie jadła, więc w akcie desperacji poszła szukać jedzenia gdzie indziej. Ok, to nie do końca odpowiedzialne, ale co innego mogła zrobić?
Wyobraźcie sobie, że od lat nie jecie produktów zwierzęcych i nagle macie do dyspozycji tylko takie rzeczy.
Albo inaczej, bo dla niektórych to zbyt abstrakcyjne porównanie. Wyobraźcie sobie, że przyjeżdżacie do kraju, gdzie czymś absolutnie normalnym jest jedzenie surowych małpich mózgów i zostajecie zmuszeni do tego, żeby się nimi żywić.
Zobacz również: „Jestem weganką, a znajomi podstępem zmusili mnie do zjedzenia mięsa. Zgłosiłam to na policję”
Każdy normalny człowiek odmówi. To nie jest nasz smak, ani wrażliwość. Dokładnie tak samo działa to w przypadku weganki, której serwuje się tylko kiełbasę, pasztet i kotlety. Nie tknie tego, a jakoś żyć musi. Dlatego w pewnym sensie ją rozumiem.
Mogę sobie tylko wyobrazić jej dyskusje z personelem, który stwierdził, że sytuacja jest zbyt poważna, aby spełniać jej "zachcianki". Tyle, że dieta nie jest zachcianką, ale nieodłącznym elementem życia. Filozofią. Z tego nie da się tak po prostu zrezygnować.
Czy Wy też uważacie, miała prawo się zdenerwować?
Małgorzata
Zobacz również: Podmienił wegańskiej dziewczynie napój sojowy na mleko. Przerażający efekt