Kończyłam studia i szukałam czegoś na start. Z akademika chciałam się przeprowadzić do normalnego mieszkania, więc zaproponowałam to przyjaciółce. Ona niedawno już się wyniosła, a ja jestem w okresie wypowiedzenia.
Zobacz również: 5 błędów, które popełniamy urządzając mieszkanie
Umowa była tylko na mnie, żeby nie mnożyć formalności. Kaucję też wpłaciłam z własnej kieszeni i mała nie była - 2000 zł. Właściciel tłumaczył, że to normalne, bo oddaje nam nowiutki lokal z porządnym wyposażeniem.
Myślałam, że to tylko formalność i na odchodne odzyskam całość.
On nie tylko chce mi teraz potrącić, ale w ogóle nie zamierza niczego oddawać. Jego zdaniem to wręcz za mało, żeby naprawić wszystkie powstałe z mojej winy uszkodzenia. Dla mnie to jakiś absurd, bo niczego specjalnie nie zepsułam.
Zobacz również: Kuriozalne ogłoszenie wynajmu mieszkania. „Myślałam, że to regulamin więzienia”
Normalne, że ściany się brudzą. Niech już sobie weźmie kilka stówek na farbę. Ale on zrobił całą listę - zabrudzona płyta indukcyjna, pleśń pod silikonem przy prysznicu, opadnięta klamka, wytarty dywan i tym podobne absurdy.
Przecież mieszkając gdzieś przez 1,5 roku trudno zostawić wszystko w takim samym stanie. Według mnie właściciel nie ma prawa sobie tego nagle rozliczać. Wpuszczając kogoś obcego wziął na siebie takie ryzyko. Mieszkanie się zużywa.
Jak Wy to widzicie? Czy on może zatrzymać całą kaucję?
Magdalena
Zobacz również: Szuka współlokatorki. Z jej absurdalnej listy wymagań śmieje się cały Internet