Postanowiliśmy z mężem uporządkować kilka spraw. Na szczęście czujemy się dobrze, więc odpukać, ale to chyba najlepszy moment na formalności. W razie czego pewnie nie mielibyśmy do tego głowy. Jedna z bardziej istotnych kwestii to dziedziczenie.
Zobacz również: LIST: „Wzięłam kredyt na 30 lat, a cwana koleżanka dostała mieszkanie socjalne za darmo”
Mamy dwie córki, z których jedna ma 33 lata. Od dawna zamężna, z własnym domem i dziećmi. Młodsza ma 26 lat i jeszcze mieszka z nami. Do tej pory żadnego poważniejszego związku nie było, więc trudno określić, co ją czeka w najbliższej przyszłości.
Pomyśleliśmy, że zabezpieczymy tę, która tak właściwie niczego nie ma.
Plan polega na tym, aby przepisać na nią mieszkanie. Starsza ewentualnie mogłaby się starać o zachowek, ale raczej nie będzie zainteresowana rodzinną kłótnią. Ona jest już życiowo ustawiona i przełknie taką drobną niesprawiedliwość.
Zobacz również: LIST: „Chcemy wypłacać studiującej córce 1500 zł kieszonkowego. Żąda więcej”
No właśnie, czy to naprawdę aż takie niesprawiedliwe? Człowiek odruchowo chce się podzielić z tym, komu brakuje. Jeśli ktoś ma wszystko, to nie powinien wyciągać ręki. Stoimy właśnie na takim stanowisku i już prawie umówiliśmy się do notariusza.
Wcześniej chcielibyśmy porozmawiać na ten temat z najbardziej zainteresowanymi. Teoretycznie powinna być to tylko formalność, ale przecież różnie bywa. Mieszkanie to jednak spore pieniądze i trudno przewidzieć reakcję.
Doradźcie, proszę. Czy powinniśmy to załatwić właśnie w ten sposób, że młodsza dostanie wszystko?
Sylwia
Zobacz również: LIST: „Komornik siedzi mi na głowie, a rodzina nie chce pomóc. Przecież ich stać”