Gdyby chodziło o obcego człowieka, to ani sekundy bym się nie zastanawiałam. Za niszczenia trzeba płacić. Ale ta sytuacja jest zupełnie inna, bo główną bohaterką jest moja dobra przyjaciółka. Wiem, że nie zrobiła tego specjalnie, choć niewiele to zmienia.
Zobacz również: LIST: „Moje chore dziecko rozbiło w sklepie butelkę drogiego alkoholu. Nie zapłacę!”
Mam mocno porysowany samochód i trzeba oddać go do lakiernika. Tak się skończyła jej wizyta u mnie. Wyjeżdżając zahaczyła o moje auto i co najgorsze - nawet się nie przyznała, tylko szybko odjechała.
Zorientowałam się dopiero dzień później i teraz mi wmawia, że na pewno to ktoś inny.
Kto? Dzień wcześniej tego nie było, a po jej wizycie też nigdzie nie wyjeżdżałam. Mamy zamkniętą bramę na posesję i nikt nie mógł wjechać. Sprawa jest ewidentna. Wreszcie stwierdziła, że może faktycznie, ale niechcący i nawet nie wiedziała.
Zobacz również: Usłyszałam straszne słowa od instruktora. Dać sobie spokój z prawem jazdy?
Nie chcę angażować policji, ale sama też nie mam zamiaru płacić. Pewnie dostałaby mandat. Ściąganie kasy z polisy to też utrata zniżek, więc nie ma sensu. Powiedziałam jej, że zrobię to na swój koszt i wtedy mi zwróci. Na razie tego nie skomentowała.
To będzie kosztowało przynajmniej kilkaset złotych, a taka kwota piechotą nie chodzi. Na jej miejscu od razu wyciągnęłabym portfel. Widocznie taka z niej przyjaciółka... Mimo wszystko nie chcę tracić kontaktu i wierzę, że zapłaci za swoje winy.
Mąż mówi, żeby odpuścić, ale ja nie chcę. Czy powinnam jej po wszystkim wystawić rachunek za naprawę?
Lila
Zobacz również: Sprawdź, w których sklepach MUSISZ zapłacić za zniszczony towar. Nieuwaga może sporo kosztować