To chyba dość popularny scenariusz. Jak ktoś wychowuje się w bardzo wierzącej rodzinie i uczestniczy w życiu Kościoła, to zazwyczaj na tym się kończy. Inaczej jest wtedy, gdy dopiero w dojrzałym życiu poznajemy Boga i chcemy się całkowicie poświęcić.
Zobacz również: LIST: „Przyjaźnię się z zakonnicą. Zdradziła, co wyrabiają siostry, kiedy nikt nie patrzy”
Ze mną właśnie tak było. Jeszcze kilka lat temu do wiary podchodziłam z dystansem. Od czasu do czasu chodziłam do kościoła, ale nie czułam się wcale dzieckiem bożym. Nawet powoli zaczynałam wątpić, czy istnieje coś takiego jak siła wyższa.
Nagle mnie trafiło. Jak miłość do chłopaka, tyle że ja zakochałam się w Jezusie i chcę żyć dla niego.
Pewnie nie wszystkie to zrozumiecie, ale mówię jak jest. Czuję kiełkujące we mnie powołanie i zastanawiam się nad swoją dalszą drogą. Studiuję, ale to chyba nie jest to. Wydaje mi się, że w zakonie byłoby mi o wiele lepiej.
Zobacz również: Jest niewierząca, ale chce zostać zakonnicą. „Dla mnie to praca jak każda inna”
Powiecie pewnie - jak chcesz, to po prostu to zrób. Ale w mojej sytuacji to szczególnie trudne. Nie chodzi o to, że moi rodzice są antyklerykalni i nie pogodziliby się z moją decyzją. Raczej o to, że mają tylko mnie, bo jestem jedynaczką.
Kiedy jest kilkoro dzieci i jedno poświęca życie Bogu, wtedy nie odczuwa się tego jako straty. W tej sytuacji mogliby poczuć się zranieni. Nagle gdzieś znikam, nigdy nie wezmę ślubu, nie dam im upragnionych wnuków...
Sama muszę o tym pomyśleć, ale potrzebuję też spojrzenia z zewnątrz. Czy uważacie, że zranię moich rodziców, jeśli posłucham głosu serca?
Karolina
Zobacz również: Mroczna wizja siostry Łucji właśnie się spełnia. Zakonnica jednak miała rację