Wstyd mi za siebie, bo zachowałam się jak złodziejka, a przecież nigdy nie zrobiłabym tego z premedytacją. Byłam strasznie rozkojarzona i po prostu wyszłam ze sklepu z towarem, za który nie zapłaciłam.
Zobacz również: Kasjerzy dzielą klientów na 5 typów. Jednego z nich szczególnie nie znoszą
To było na tyle bezczelne, że trzymałam w dłoni maskarę, którą chciałam kupić i po prostu się ewakuowałam. Dopiero przed domem zrozumiałam, co się wydarzyło. Okradłam drogerię, do której bardzo często chodzę.
Teraz zupełnie nie wiem, co powinnam zrobić, bo mijają już 3 dni, a wyrzuty sumienia mnie zżerają.
Najłatwiej byłoby tam pójść i oddać, ale wyjdę na rabusia. Zwrotu nie przyjmą, bo kosmetyków nie można tak po prostu oddawać, więc zapłacę. Ale opinię zrobię sobie taką, że już nigdy nie będę mogła tam wrócić. O ile nie wezwą od razu policji, bo co z tego, że się przyznałam. W końcu ukradłam.
Zobacz również: Klientka sklepu zrobiła mi awanturę. Czy rzeczywiście zrobiłam coś złego?
No to może wyspowiadać się z tego i spróbować zapomnieć, ale istnieje inne ryzyko. Przecież tam na pewno jest monitoring. Jak ktoś go przejrzy i wpadnę, to już nie będzie roztargnienie, ale kryminał. Już widzę jak policja puka do moich drzwi.
Czuję się jak ostatnia kretynka. Świadomie nigdy bym nie doprowadziła do tak chorej sytuacji. Zawsze za wszystko uczciwie płacę i nie chcę się bogacić na cudzym nieszczęściu. Jestem w kropce... Może któraś z Was pracuje w handlu i mi doradzi, co najlepiej zrobić.
Czy powinnam się przyznać do kradzieży? Bo inaczej nie umiem tego nazwać.
Wiola
Zobacz również: Tak oszukujemy w sklepach. Przyznaje się do tego aż co trzeci polski klient