Jeżdżenie samochodem nigdy nie było moim wielkim marzeniem. Wiedziałam, że prędzej czy później zrobię prawko, bo się przyda. To nie jest żadna pasja. Gdybym sama miała decydować i za to płacić, to na kurs jeszcze długo bym się nie zapisała.
Zobacz również: LIST: „2 lata, 10 prób, a ja nadal nie mam prawa jazdy! Za tydzień kolejny egzamin”
Zmobilizowała mnie babcia, która na 19. urodziny wykupiła mi szkolenie. Ucieszyłam się, bo wreszcie będzie z głowy. Przynajmniej tak to sobie wyobrażałam, bo jestem po kilku lekcjach i straciłam resztki zapału. Instruktor jest fajny, ale bezwzględny.
Powiedział kilka gorzkich słów. Chyba prawdziwych, bo pracuje w tej branży od wielu lat.
Według niego nie mam predyspozycji, żeby zostać dobrym kierowcą. Brakuje mi wyczucia przestrzeni, na drodze jestem flegmatyczna, mało skoncentrowana i stwarzam mnóstwo niebezpiecznych sytuacji. Nawet jeśli zrobię prawko, to wreszcie się rozbiję.
Zobacz również: REPORTAŻ: Chyba nigdy nie zdam egzaminu na prawo jazdy!
Nie wiem, czy powinien w ten sposób mówić głośno, ale czuję, że to nie jest zły człowiek. Powiedział to raczej z troski, bo przecież równie dobrze mógłby na mnie dalej zarabiać. Teraz, później na jazdach doszkalających i tak dalej.
Ocenił mnie fachowym okiem, a ja muszę mu przyznać rację. Kiepsko czuję się za kółkiem, bo zupełnie nie wiem co się wokół mnie dzieje. Już raz prawie porysowałam auto. Kiedy ktoś jedzie obok mnie, to nie rozróżniam lewej strony od prawej. Zapominam o światłach i znakach.
Chciałabym żeby było inaczej, ale naprawdę jestem beznadziejna. Wziąć sobie do serca jego radę i zrezygnować już teraz?
Weronika
Zobacz również: LIST: „Jako instruktor proszę kobiety: Nie róbcie prawa jazdy!”