Nigdy za bardzo nie wtrącałam się w życie moich dzieci. Nie miałam powodów, bo widocznie dobrze je z mężem wychowaliśmy. Uczyły się, bo chciały. Same postanowiły szukać pracy i nie trzeba ich było do tego zmuszać. Kolejne związki to też tylko ich decyzja. I nasze wsparcie.
Zobacz również: Naukowcy twierdzą, że bezdzietne panny są najszczęśliwsze. Ślub i dzieci skracają życie
Jestem z nich dumna. Z córki też, chociaż jedna kwestia wciąż nie daje mi spokoju. Minęły już 3 lata od jej ślubu, ale na razie nie ma w ogóle mowy o dzieciach. Ja nie wypytuję i nie naciskam, bo to przecież ich sprawa.
Podobno by chcieli, ale żadnych konkretów. A ja chciałabym zdążyć zostać babcią i nacieszyć się wnukami.
Wiem jak to brzmi. Niby się nie mieszam, ale mam jakieś dziwne pretensje. To nie tak. Niczego im nie zarzucam, ale moje myślenie wynika z troski. Córka i jej mąż są już po trzydziestce, a czas nie jest z gumy. Później może być trudno.
Zobacz również: LIST: „Wolę kupić psa, niż rodzić dziecko. Bardziej rozczula mnie słodki mops niż zapłakany bobas”
Zastanawiam się, czy powinnam wreszcie poruszyć ten temat i szczerze porozmawiać. Nie na zasadzie - róbcie szybko dziecko, żeby mnie uszczęśliwić. Raczej po to, by lepiej zrozumieć i wiedzieć, na czym tak naprawdę stoję. Być może mają zupełnie inny plan na życie.
Przyznam szczerze, że boję się tego. Syn jest młodszy i jeszcze dużo czasu minie, zanim tak na dobre się ustatkuje. Cała nadzieja w córce. Mam w sobie instynkt. Śnię o moich wnukach, z którymi się bawię i spaceruję. Zazdroszczę koleżankom, które już tego doczekały.
Odpowiedzcie szczerze i doradźcie - czy mogę powiedzieć córce o moich oczekiwaniach?
Iwona
Zobacz również: Pokazała, w jakich warunkach mieszkają jej wnuki. Chce odebrać córce dzieci