Myślałam, że to wszystko inaczej się ułoży. Miałam przy sobie świetnego faceta, urodziłam mu dziecko, wzięliśmy ślub i byliśmy naprawdę fajną rodziną. Nie będę wdawała się w szczegóły, ale z jego winy musieliśmy się rozwieść chwilę później.
Zobacz również: Jestem bezdzietną rozwódką. Domagam się 20 tys. zł alimentów od byłego męża
Co prawda potomka się nie wypiera, ale moim zdaniem robi wszystko, by na nim oszczędzić. Od prawie roku muszę go niemal sama utrzymywać, bo zasądzone alimenty są śmiesznie niskie. Same powiedzcie - co to jest tysiąc złotych w dzisiejszych czasach?
Kiedy byliśmy razem, wtedy zarabiał po 4-5 tysięcy. Teraz nagle niby mniej.
Dla mnie to oczywiste, że kombinuje. Musiał poprosić o zmniejszenie oficjalnego wynagrodzenia. Resztę dostaje pewnie pod stołem albo w formie nieregularnych premii. Wtedy trudno uznać to za stały dochód.
Zobacz również: Ludzie nazywają mnie alimenciarzem. Zdradzę wam, dlaczego nie płacę na dzieci
Ja zarabiam nie więcej, niż 2500 zł, więc mamy 3,5 tysiące na przeżycie. Z czego większość idzie na wynajem mieszkania, bo własnego się nie dorobiliśmy. Do tego paliwo, jedzenie, inne opłaty i czasami nawet jestem pod kreską.
Przed rozwodem dobrze nam się wiodło i byłam spokojna o byt dziecka. Teraz oglądam uważnie każdą złotówkę. Według mnie to kpina, bo byłemu mężowi naprawdę niczego nie brakuje. Tym bardziej, że o ile wiem, to nowej partnerki nie ma. Kolejnego dziecka też nie zrobił.
Spokojnie byłoby go stać na większą pomoc. Myślicie, że powinnam wystąpić o podwyższenie alimentów? Nie chcę tylko wyjść na pijawkę, dla której liczy się tylko kasa.
M.
Zobacz również: LIST: „Jestem samotną mamą. Nie pracuję, bo mi się to zwyczajnie nie opłaca”