Mam 23 lata i jeszcze dwa lata temu byłam szczęśliwą, zakochaną dziewczyną. U boku Bartka czułam, że mam świat u swych stóp. Razem poszliśmy na studia, planowaliśmy wspólną przyszłość. Poznaliśmy się jako dzieciaki – mieliśmy po 15 lat. Moi rodzice go uwielbiali, ja byłam lubiana przez jego mamę – Bartek nie ma taty, ale to w sumie mało istotny szczegół.
Zobacz także: LIST: „Narzeczony nigdy nie widział mnie bez makijażu. Maluję się skoro świt”
Potem, na studiach, wszystko się rozleciało. Bartek mnie zostawił, mówił, że nikogo nie ma, ale chce poznać inne dziewczyny, mieć porównanie. Nie rozumiałam go, ja czułam że to ten jedyny. Wyobrażałam sobie, że będę jego żoną, matką jego dzieci.
Z tego co wiem, jego plan podboju świata się nie powiódł. Nie znalazł żadnej stałej dziewczyny. Ja zresztą też z nikim sobie życia nie ułożyłam. Wręcz przeciwnie, przez dobrych kilka miesięcy po rozstaniu, bardzo cierpiałam. Wiele nocy przepłakałam, a moja poduszka regularnie była mokra od łez.
Potem jakby ochłonęłam. Zrozumiałam, że widocznie nie był mi pisany. Minął rok, już nie myślałam o nim tak często jak kiedyś. Wiadomo, wspominałam, bo jak tu nie wspominać. I nagle on się do mnie odezwał tydzień temu. Wysłał mi sms-a „Co słychać?”. Odpisałam. I tak się zaczęło. Znów o nim myślę, czekam na te sms-y, a do tego jest między nami takie napięcie, takie coś – wiecie co mam na myśli.
Zaproponował spotkanie. Nie wiem czy powinnam się godzić. Moja mama mi odradza, mówi że dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi, że już się nacierpiałam przez niego. Ma rację?
Oliwia