Niedawno się przeprowadziłam i od razu jakiś zgrzyt. O ile sąsiedzi z piętra wydają się całkiem fajni, to inni koniecznie chcą mi utrudnić życie. Poszło o mojego psa, który w życiu nikomu nie zrobił krzywdy, ani niczego nie zniszczył.
Zobacz również: W blokach powinien być zakaz posiadania psów. Cuchną i hałasują
To mały kundelek przygarnięty ze schroniska dla zwierząt. Mam go od kilku lat i przyzwyczaił się, że spacery odbywa sam. Zawsze wypuszczam go z klatki, pochodzi sobie po trawniku, zrobi co trzeba i wraca.
Dla mnie to zupełnie normalna sprawa i wiele osób tak robi. Tutaj nagle wybuchła afera.
Jeden z mieszkańców to zauważył i na mnie naskoczył. Co ja sobie myślę, chyba nie mam wyobraźni, to nieodpowiedzialne, wreszcie stanie się tragedia i tak dalej. Pytam go, o co konkretnie chodzi, to zaczął się plątać w zeznaniach.
Zobacz również: „Pies sąsiadki to wielkie bydlę. Straszy moje dzieci i załatwia się pod drzwiami”
On twierdzi, że mój łagodny piesek pogryzie innego czworonoga albo zrobi krzywdę dziecku. Bo w każdym zwierzaku kryje się "gen mordercy" (jego słowa). Jako właścicielka mam być odpowiedzialna za swojego pupila.
Chce mnie zmusić, żebym wyprowadzała go na smyczy, a najlepiej z kagańcem. Robi z niewinnego psiaka zabijakę, a ze mnie jakąś psychopatkę. Ja zupełnie nie widzę problemu, bo nigdy nic złego się nie stało.
Czy uważacie, że sąsiad ma rację?
Nicola
Zobacz również: Tego nie możesz robić na balkonie. Rozwścieczysz sąsiadów i dostaniesz mandat