Wszędzie czytam, że jak człowiek chce, to zawsze znajdzie pracę. Bezrobocie w Polsce jest podobno fikcją, bo w urzędzie rejestrują się tylko lenie. Żyją z zasiłków, 500+ i alimentów, więc robić im się nie opłaca. No to jestem chyba wyjątkiem.
Zobacz również: LIST: „Jestem 30-letnią panną i nie dostaję od państwa nic. W czym dzieciate są lepsze?”
Straciłam zatrudnienie praktycznie z dnia na dzień. Pracowałam na umowę na czas określony i zapewniano mnie o jej przedłużeniu. Tydzień przed terminem usłyszałam, że jednak nie. Zgłosiłam się po ubezpieczenie i zasiłek, żeby mieć czas czegoś poszukać.
Dostałam już kilka ofert, ale są one znacznie poniżej moich kompetencji i ambicji.
Pracowałam umysłowo, skończyłam szkołę policealną i mam spore doświadczenie. Nie zostanę nagle sprzątaczką albo kucharką. Z całym szacunkiem dla osób zajmujących się tym - to po prostu nie dla mnie. Po coś się uczyłam i nabierałam wprawy na wyższych stanowiskach.
Zobacz również: LIST: „Moje koleżanki chwytają się byle jakiej pracy. Ja chcę robić coś prestiżowego”
Na szczęście pracownicy urzędu są wyrozumiali i nie pchają mnie tam na siłę. W przeciwnym razie straciłabym zasiłek i by mnie wyrejestrowali. Próbuję szukać czegoś na własną rękę, ale wcale nie jest tak łatwo. Siedzę w domu od 4 miesięcy nie z lenistwa, ale sytuacja mnie do tego zmusiła.
Boli mnie, że według niektórych się obijam. Przecież mogę iść smażyć kurczaki w fast foodzie i to od jutra. Nie potrafią zrozumieć, że wolałabym jednak robić coś innego i mam większe kompetencje, niż wymienianie oleju we frytkownicy.
Czy to naprawdę aż taki wstyd, że człowiek przez kilka miesięcy pobiera zasiłek i szuka wymarzonej pracy?
Kornelia
Zobacz również: LIST: „Zarabiam 1800 zł, ale nie narzekam. Nie można pracować tylko dla pieniędzy”