Pierwszy raz wynajęłam mieszkanie i to od razu z chłopakiem. Gdyby nie on, to pewnie jeszcze bym się nie zdecydowała. Było mi dobrze u rodziców. Zawsze czekał na mnie obiad, oni płacili rachunki i nie mieszali się za bardzo w moje prywatne sprawy.
Zobacz również: Dziewczyna z bogatego domu podliczyła majątek chłopaka. Chce go rzucić, bo jest dla niej „za biedny”
No właśnie, rachunki okazały się największym problemem w naszym wspólnym życiu. Prawda jest taka, że najpierw się przeprowadziliśmy, a dopiero później zaczęliśmy rozmawiać o konkretach. On to widzi trochę inaczej, niż ja.
Usiedliśmy wreszcie, żeby ustalić szczegóły i on zaproponował niezbyt sprawiedliwy podział.
Wynajem i czynsz dzielimy po połowie, on jeszcze może zapłacić za internet, ale prąd i gaz mam wziąć na siebie. Wychodzi na to, że mam płacić o nawet kilkaset złotych więcej od niego. Dlaczego? Bo zarabiam więcej i on uznał, że mnie na to stać.
Zobacz również: Mój facet zarabia 5 tys. zł, a oddaje mi tylko 2. Czy to przemoc finansowa?
Tak według niego wygląda sprawiedliwość. Nie chce mu się poszukać lepszej pracy, więc ja za karę mam finansować jego mycie, pranie i gotowanie. Od razu dałam mu do zrozumienia, że coś tu nie gra. Jako facet nigdy nie powinien proponować takiego rozwiązania.
Gdzie jego męska duma? Albo jesteśmy związkiem partnerskim i traktujemy się fair, albo nie wiem. Mnie by było wstyd. W pewnym sensie on chce być na moim utrzymaniu. Dobrze, że chociaż do wynajmu ma zamiar się dorzucać.
Co o tym myślicie? Czy powinnam się na to zgodzić?
Zuzanna
Zobacz również: Chłopak kontroluje moje wydatki. Muszę mu pokazywać paragony ze sklepów