Nigdy nie byłam blisko Kościoła i pewnie tak byłoby nadal, gdyby nie rodzina mojego świeżo upieczonego męża. On też nie za bardzo jest w temacie, ale przynajmniej stara się udawać przed matką. Ona jest typową dewotką. Przeszła na wcześniejszą emeryturę i nie wychodzi z kaplicy.
Zobacz również: „Oddawaj się z radością mężowi i nie odmawiaj współżycia”. Katolicki poradnik hitem Internetu
Czasami zalicza nawet dwie msze jednego dnia, co moim zdaniem jest już przesadą. No, ale OK, niech sobie robi co chce. Również z jej powodu wzięliśmy ślub kościelny, choć wolelibyśmy skromniejszą uroczystość cywilną.
Już się nawet pogodziłam, że będziemy musieli ochrzcić kiedyś nasze dzieci. To typ człowieka, który narzuca wszystkim swój światopogląd.
Ostatnio jednak przeszła samą siebie. Niedługo odbieramy klucze do mieszkania i ona chce sprowadzić tam księdza. Im szybciej, tym lepiej. Jej zdaniem powinien poświęcić wszystkie pomieszczenia, żeby "Bóg zagościł w tym domu".
Zobacz również: LIST: „Siłą zaciągam 16-letnią córkę do kościoła. Jest za młoda, by mieć własne zdanie”
Szczerze? Dla mnie to szopka i są jakieś granice. Grosza do tego mieszkania nie dorzuciła, więc niech da nam spokój. Za chwilę przyniesie mi jakieś święte obrazy i każe wieszać na ścianach. Mój mąż oczywiście jest stłamszony i chce jej na wszystko pozwalać.
Normalnie pewnie bym się dla świętego spokoju zgodziła. Ale tego jest już za dużo. Mam płacić księdzu za czary, w które kompletnie nie wierzę. Teściowa obnosi się ze swoją religijnością i zaczyna mnie to dusić.
A co Wy o tym myślicie? Zgodzić się na ten cyrk?
Aga
Zobacz również: Nagle się okazało, że on nie chce ślubu kościelnego. Mnie cywilny nie wystarczy