Zamieszkaliśmy razem dosłownie kilka dni temu. Do tej pory cały czas żyłam z rodzicami pod jednym dachem, on zresztą też. Ogólnie mogę powiedzieć, że nasz związek jest fajny, bo o wszystkim otwarcie rozmawiamy. Nie ma żadnych niedomówień.
Zobacz również: W czym pracująca matka jest gorsza od kury domowej? Wykres rozwścieczył internautki
Tym razem on chyba jednak przesadził. Już pierwszego dnia zaproponował, żebyśmy podzielili obowiązki domowe. Stwierdziłam, że to bez sensu. Nie potrzebujemy żadnego regulaminu, bo wszystko wyjdzie w praniu. Jak ktoś widzi bałagan, to sprząta, a kiedy jest do zrobienia pranie - włącza pralkę.
Według niego to "rozmywanie odpowiedzialności". Bo jak każdy ma robić wszystko, to wreszcie nie zrobi nic.
No i spisał na kartce, czym powinnam się w domu zajmować. Zapytał co prawda, czy się zgadzam, ale chyba nie pozostawia mi wyboru. Na liście obowiązków mam np. pranie, gotowanie obiadów, odkurzanie, mycie łazienki.
Zobacz również: ON TO PRZED TOBĄ UKRYWA: 20 męskich dziwactw, z którymi musisz się liczyć, jeśli chcesz z nim zamieszkać
On sobie zostawił przygotowywanie śniadań (jemy rano płatki, więc to żaden wysiłek) i mycie okien. Oczywiście od święta. Podział mało sprawiedliwy, bo robi ze mnie kurę domową. Ale z drugiej strony go rozumiem - ja pracuję głównie w domu, a jego nie ma codziennie od 9 do 17. Mam więcej czasu.
Zastanawiam się tylko, czy taki układ rzeczywiście się sprawdzi. Jest obawa, że zacznie mnie traktować jak swoją kucharkę i sprzątaczkę, a tego nie chcę. No, ale... kto to w sumie ma robić, skoro on wraca pod wieczór? Nie wiem, jak mam się do tego odnieść.
Czy waszym zdaniem powinnam przyjąć tę propozycję i robić wszystko, co mi wyznaczył?
Magda
Zobacz również: LIST: „Zamieszkaliśmy razem, ale ja... nie potrafię skorzystać z WC, kiedy on jest za ścianą!”