Niedawno dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Nie mam z tym problemu, bo jestem rok po ślubie i to normalna sprawa. To już 2. miesiąc i wszystko jest w porządku. Jestem pod opieką zaufanej lekarki i ona sama z siebie zaproponowała mi zwolnienie lekarskie do końca ciąży. Przestraszyłam się, że coś jest nie tak, a ona powiedziała, że „przecież tak się teraz robi”.
Zobacz również: Nie odróżnia termometru od testu ciążowego. Myślał, że zostanie ojcem
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, więc powiedziałam, że jak będę potrzebowała L4, to się zgłoszę. Teraz mam mętlik, bo w sumie... Nie zmuszam do tego lekarza, nie przekupuję, po prostu dostaję od ręki i po problemie. Będę mogła o siebie zadbać i w ogóle będzie jakoś tak spokojniej. Niby nie pracuję fizycznie, ale to zawsze jakiś wysiłek.
A z drugiej strony, to przecież nadużywanie tej możliwości. Bo skoro nic mi się nie dzieje, to powinnam pracować. Ciąża to w końcu nie choroba.
Zobacz również: Ciężarna pokazała, jak zmieniło się jej ciało w zaledwie 2 tygodnie. Trudno uwierzyć!
Dalej tak uważam, ale trochę mnie kusi taka perspektywa. Mogłabym sobie wreszcie odpocząć i niczym się nie stresować. To dziecku na pewno posłuży. Posiedzę sobie w domu do porodu, potem się pociągnie macierzyński i już. A nawet jak mnie potem zwolnią, to szczerze mówiąc, na złe mi nie wyjdzie. Nie jestem fanką mojej pracy i chciałabym coś zmienić.
Zawsze się złościłam na kobiety, które tak postępują, ale teraz jestem w takiej sytuacji i sama muszę wybierać. Jestem ciekawa, co o tym myślicie. Większość moich koleżanek poszło na zwolnienie zaraz po informacji, że są w ciąży. Skoro lekarze sami to proponują... Czy też powinnam to zrobić?
Ewa
Zobacz również: Już nie nazwiesz cesarki pójściem na łatwiznę. Ujawniła odrażający efekt uboczny