Proszę, zanim ocenicie mnie jako zachłanną utrzymankę, spróbujcie zrozumieć sytuację w jakiej się znalazłam. Mam 24 lata i jestem mamą oraz mężatką. Studia przerwałam z powodu ciąży i tak naprawdę nigdy na stałe nie pracowałam. Wykształcenia i doświadczenia brak.
Zobacz również: Chłopak kontroluje moje wydatki. Muszę mu pokazywać paragony ze sklepów
Mąż zapewniał mi wszystko, czego potrzebowałam. Bardzo troszczył się o rodzinę, dlatego zawsze miałam swobodny dostęp do jego konta. Nie wydawałam na głupoty - codzienne życie kosztuje. Kupienie sobie bluzki lub zrobienie manikiuru raz w miesiącu to chyba nie jest rozrzutność.
Niedawno stwierdził jednak, że przestaliśmy panować nad budżetem. No i ogólnie, czemu on pracuje dniami i nocami, a ja tylko wydaję.
Podzielił pieniądze, ale moim zdaniem bardzo niesprawiedliwie. Z 5 tysięcy, które średnio zarabia, ja dostaję do ręki 2. Pozostałe 3 trafiają na jego konto, do którego już nie mam dostępu. Co się z nimi dalej dzieje - nie mam zielonego pojęcia.
Zobacz również: Dziewczyna z bogatego domu podliczyła majątek chłopaka. Chce go rzucić, bo jest dla niej „za biedny”
Przyzwyczailiśmy się do jakiegoś poziomu i za te 2 tysiące naprawdę trudno normalnie funkcjonować. On co prawda płaci czynsz i rachunki, ale gdzie reszta? Trzeba coś ugotować, zatankować samochód, kupić dziecku ubranie i tak dalej. Czuję się jak ofiara. On mnie w ten sposób karze, tylko nie wiem za co.
Jeśli już tak dzieli, to niech to zrobi proporcjonalnie. Jako kobieta i matka mam większe wydatki, więc potrzebuję więcej pieniędzy. On mi na to, że niepotrzebnie mnie rozpuścił... Może i tak, ale nie zmienia się reguł w trakcie gry.
Czy podzielacie moją opinię, że powinien dawać mi więcej? Czy mogę to traktować jako przemoc finansową?
Klaudia
Zobacz również: Przypadkiem znalazłam u chłopaka dziwny paragon. Czy to powinno mnie zaniepokoić?