Pracuję w handlu od naprawdę wielu lat. Ledwo skończyłam liceum i od razu trafiłam do sklepu. Tak jakoś zostało. Uważam, że jestem w tym dobra. Nie boję się ciężkiej roboty i mam bardzo dobry kontakt z ludźmi. Nigdy żaden nie podniósł na mnie głosu.
Zobacz również: Sprzedawcy mają dość chamskich klientów. Na drzwiach sklepu wywiesili dosadny apel
Do wczoraj. Już mniejsza o to, czym handlujemy. Scena wygląda tak: wchodzi matka z kilkuletnim dzieckiem. Buszują między półkami i w pewnym momencie maluch zaczyna grymasić. Kobieta podchodzi do kasy z jedną rzeczą, a potomek cały czas krzyczy i płacze.
Dziecko chciało jakąś drobnostkę, którą zobaczyło na regale. Skojarzyłam o co chodzi - rzecz za 3 zł.
Żeby rozładować trochę napięcie i uspokoić sytuację, rzuciłam dla żartu: a co mamie szkodzi, to kosztuje grosze. No i się zaczęło. Ryknęła na mnie, że nie będę jej wychowywała dziecka. Ona podejmuje własne decyzje i nie da się naciągać.
Zobacz również: Klientka zrobiła TO na środku sklepu. Właściciel postanowił dać jej nauczkę
Zostałam nazwana bezczelną i nieodpowiedzialną. Bo ona tego nie ma zamiaru kupować, a dziecko przeze mnie już się nastawiło. Teraz będzie płakać bardziej. Wreszcie zostawiła to, co chciała i zapowiedziała złożenie skargi.
W to akurat wątpię, bo musiałaby nie mieć co robić. Szczerze? Z tej matki większa histeryczka, niż z malucha. Nie uważam, żebym zrobiła coś złego. Chciałam tylko pomóc uspokoić dziecko. Wrzeszczało i odstraszało innych klientów.
A Waszym zdaniem popełniłam jakiś błąd?
Sylwia
Zobacz również: Kasjerzy dzielą klientów na 5 typów. Jednego z nich szczególnie nie znoszą