W życiu bym nie pomyślała, że tak się wkręcę w ten temat. Dokładnie rok temu, w ramach postanowienia noworocznego, przeszłam na ścisłą dietę wegańską. Wcześniej przez 2 lata byłam wegetarianką jedzącą ryby, po roku odstawiłam już zupełnie jakiekolwiek mięso.
Zobacz również: LIST: „Nie będę karmiła piersią, bo jestem weganką. Mleko ludzkie nie różni się od krowiego”
Uważam, że znalazłam swoją drogę. Uwielbiam to, co jem. Mam mnóstwo energii, schudłam, zaczęłam sama sobie gotować, poznałam też wielu wspaniałych ludzi. Pech chciał, że zakochałam się w chłopaku, który nie podziela moich poglądów.
On jest mięsożercą. Nie takim zwykłym, który czasem przekąsi kotleta.
Jada mięso na śniadanie, obiad i kolację. Gdyby mógł, to na deser też. Uwielbia niedosmażone steki i tatara. Przy mnie trochę się hamuje, ale za 2 tygodnie mamy wreszcie razem zamieszkać. Boję się tego, bo jakoś nie potrafię sobie wyobrazić funkcjonowania pod jednym dachem.
Zobacz również: Zdradzę Wam, dlaczego nie przyjaźnię się z mięsożercami. Dla mnie to nie są ludzie
Przeraża mnie myśl o mięsie w lodówce i robieniu mu kanapek z szynką. Trudno będzie mi patrzeć, jak on będzie jadł te swoje sznycle i kiełbasy. To nie wynika nawet z mojego uprzedzenia, ale obrzydzenia. Autentycznie przewraca mi się w żołądku nawet jak widzę gazetkę z supermarketu, gdzie są zdjęcia wędlin.
Szczerze wątpię, czy taki układ może się sprawdzić, skoro już teraz mam wątpliwości.
Najlepiej dla mnie by było, gdyby dostosował się do mojej diety. Unikniemy wtedy kłótni, a ja będę spokojniejsza. Dla niego to też korzyść, bo nie od dziś wiadomo, że czerwone mięso powoduje raka. Czy on powinien się do mnie dostosować?
Maja
Zobacz również: Przez 4 lata była weganką. Pokazała, co dieta roślinna zrobiła z jej twarzą