Pierwszy raz organizuję wigilię w swoim własnym mieszkaniu. Chcę, żeby była jak najbardziej tradycyjna. Dlatego, chociaż fanką smaku karpia nie jestem, to jednak bez tej ryby świąt sobie nie wyobrażam. Tylko nie wiem, jak mam to zrobić.
Zobacz również: LIST: "Święta powinny być rodzinnym czasem. W moim domu co roku kończą się awanturą"
Pamiętam z dzieciństwa, że tata albo dziadek kupowali żywe sztuki i wpuszczali je do wanny. Tam pływały sobie jeszcze kilka dni, później młotkiem w głowę i na patelnię. Podobno dzięki takiemu płukaniu są smaczniejsze.
Szczerze przyznam, że do ryby w łazience mam jakiś sentyment. To typowa świąteczna scenka.
Ostatnio jednak głośno o tym, żeby nie kupować żywych sztuk, a najlepiej w ogóle bojkotować sklepy, które nimi handlują. Bo ryby się męczą, cierpią, duszą w reklamówkach i ogólnie masakra. Ja jakoś tego nie widzę.
Zobacz również: Jaka ryba zamiast karpia na święta?
Prędzej czy później i tak trzeba karpia zabić. Na talerz trafi. Zaleta jest taka, że żywy dłużej zachowa świeżość i nie trzeba go mrozić. Chyba, że kupisz zabitego na ostatnią chwilę, ale ja tuż przed wigilią wolałabym unikać sklepów.
Biję się z myślami. Jakoś nie odczuwam wyrzutów sumienia na myśl, że nie posłucham ekologów.
A co Wy o tym myślicie? Czy uważacie kupowanie żywej ryby za przejaw sadyzmu?
Aleksandra
Zobacz również: Oto, ile dokładnie przytyjesz w Święta! To dużo czy mało?