Studiuję równocześnie socjologię i ekonomię. Jestem zafascynowana ogólnie pojętym społeczeństwem i działającymi w nim mechanizmami. Także od finansowej strony. I im dłużej sobie nad tym myślę, tym bardziej dochodzę do wniosku, że państwo powinno w jakiś sposób "karać" bezdzietnych.
Zobacz również: „Oświadczyłem się dziewczynie, która nie chce mieć dzieci. Oszukała mnie!”
Nie mówię, że chłosta i przymusowe zapłodnienie. Zupełnie nie w tym rzecz. Ale tak na zdrowy rozum - osoby, które nie mają dziecka w pewnym sensie bardziej żerują na państwie, niż te z potomstwem. Kolejne pokolenia idą wreszcie do pracy i budują dobrobyt oraz pracują na emerytury swoich rodziców. A co z tymi, którzy nie przedłużyli gatunku?
Do wzrostu naturalnego się nie przykładają, wielkiego wkładu do budżetu nie wnoszą...
Tak z czysto ekonomicznego punktu widzenia, to niewielki z nich pożytek. I powtarzam, że nie chodzi o moje poglądy czy piętnowanie takich ludzi. Raczej o konkretne wyliczenia.
Zobacz również: LIST: „Wolę kupić psa, niż rodzić dziecko. Bardziej rozczula mnie słodki mops niż zapłakany bobas”
W naszym kraju panuje system solidarnościowy. Np. wspomniane emerytury - to nie jest tak, że pracujesz i odkładasz pieniądze na osobistym koncie, a one zostaną ruszone dopiero wtedy, kiedy osiągniesz wymagany wiek. Te fundusze znikają od razu jako wypłaty dla aktualnych emerytów.
Prawda jest taka, że dzieci pracują na świadczenia swoich rodziców. To kto zarobi na emeryturę bezdzietnej pary? Skądś te pieniądze trzeba wziąć. Właśnie o tym mówię - ludzie bez dzieci nie zapewniają kolejnych członków tej piramidy. Poza tym mniej kupują, więc podatki pośrednie też płacą niższe.
Jakkolwiek by nie liczyć to zawsze wychodzi na to, że trochę żerują na pozostałych. Myślicie, że to dobry pomysł, aby z tego powodu oddawali większą część zarobków do budżetu?
Angelika
Zobacz również: Bezdzietne kobiety mówią DOŚĆ. 7 tekstów, których nie chcą więcej słyszeć