Kiedy ją rodziłam, zupełnie inaczej wyobrażałam sobie przyszłość. Miałam nadzieję, że moja jedyna córka (mam też dwóch starszych synów) skończy studia, znajdzie dobrą pracę, zrobi karierę, wyjdzie za mąż i da nam wnuki. Dziś coraz mniej, a właściwie to wcale w to nie wierzę.
Zobacz również: Mamy 5 tys. zł miesięcznie i ledwo nam starcza do końca miesiąca”
Dyplom co prawda obroniła, ale na niewiele się to zdało. Od kilku lat zmienia miejsca zatrudnienia i raczej nie ma większych ambicji. Najpierw był punkt ksero, później sklep spożywczy, teraz znowu handel - sprzedaje obudowy do telefonu na stoisku w markecie.
Pieniądze z tego marne, więc od 32 lat jest praktycznie na moim utrzymaniu.
To ja opłacam wszystkie rachunki. Płacę jej nawet za telefon. Wyżywienie, środki czystości, wyjazdy - jako matka nigdy niczego jej nie odmawiałam. Wstyd się przyznać, ale wymagać też nie potrafiłam. W pewnym momencie powinnam powiedzieć wprost: jesteś dorosła, płać za swoje. Nie zrobiłam tego.
Zobacz również: Polski student potrzebuje 1900 zł miesięcznie, żeby przeżyć. Oto jego wydatki
Lata mijają, a sytuacja wcale się nie zmienia. Kolejne jej związki trwają tyle, co mrugnięcie okiem, więc kandydata na męża nie widać. Dziś marzę o tym, by znalazła chociaż chłopaka. Ślub i dzieci to w tej chwili czysta abstrakcja.
Tylko co ja mogę? Jak to kochająca i trochę nadopiekuńcza mama nie potrafię nią potrząsnąć.
A bardzo by się jej to przydało, bo zupełnie osiadła na laurach. Magister pracujący w handlu. Ciągle na śmieciówkach. Żadnego poważnego związku. Mama gotująca, piorąca, sprzątająca i płacąca za wszystko. Myślicie, że powinnam dać jej jeszcze trochę czasu i nadal ją utrzymywać?
Elżbieta
Zobacz również: Rząd opodatkuje singli? "Bykowe" ma nas zmusić do założenia rodziny