Moja bliska przyjaciółka tydzień temu urodziła dziecko. Jesteśmy ze sobą bardzo zżyte, więc nawet mnie na porodówkę zapraszała. Dzwoniła kilka minut po porodzie. Nie zdecydowałam się na to, bo nie jestem fanką szpitalnych klimatów. Wolę nie oglądać nikogo w takim stanie, bo raczej nie jest to miły widok.
Tylko, że najgorsze mnie wcale nie ominęło. Wpadłam do niej po kilku dniach, przyniosłam prezent dla malucha, wysłuchałam jej opowieści i było miło. Aż do momentu, kiedy wyciągnęła album ze zdjęciami. Na okładce były odbite małe stópki.
Słodko? W środku były przerażające fotki, które będą mi się śniły do końca życia.
Nie miałam pojęcia, że ktoś robi takie zdjęcia i jeszcze potem je tak pokazuje. Rozumiem, że jesteśmy przyjaciółkami, ale nie jestem z tego powodu bezkrytyczna. Przez cały czas mnie mdliło i mało brakowało, żebym tam zwymiotowała. Widziałam jej rozwarte nogi (na szczęście z boku), moment wyciągania noworodka, wiszącą pępowinę, krew na podłodze…
Ok, narodziny to cud, ale obrzydliwy. Nie wiedziałam jak mam jej to powiedzieć. Gdybym zamknęła album, to by się pewnie obraziła. Dla niej to cudowny moment i patrzy na niego bezkrytycznie. Osobie postronnej przewraca się w brzuchu.
Już ostrzegłam koleżanki, żeby uważały na te fotki…
Czy ja jestem jakaś dziwna? Dosłownie mam odruch wymiotny na taki widok. Nie uważam, że poród jest piękny i nie rozczulam się na widok brudnego noworodka, który dopiero wydostał się na świat. To mało estetyczne, zbyt intymne i powinno pozostać tylko dla rodziców. Aż drżę na myśl, że ona któreś z tych zdjęć wrzuci np. na Facebooka.
Matkom naprawdę przestawia się w głowach. Nie mają za grosz instynktu samozachowawczego. Wszystko co dotyczy ich dzieci jest wspaniałe i śliczne. No, na pewno nie dla mnie. I pewnie z tego powodu zostanę odebrana jako nieczuła feministka, która gardzi dziećmi.
To nie tak. Ja chcę być kiedyś mamą, ale nie udaję, że poród jest piękny.
Paulina