Od sierpnia 2017 roku jestem szczęśliwą mężatką. Szczerze? Możecie mi zazdrościć, bo mam fantastycznego faceta, którego kocham nad życie. Dba o mnie i cudownie sprawdza się w roli męża. To mi oczywiście nie wystarcza. Do pełni szczęścia potrzebuję większej rodziny. On na szczęście ma podobne poglądy w tej kwestii.
Oboje chcemy mieć dzieci i powoli zaczynamy już nie tylko planować, ale działać. Mam nadzieję, że przyszły rok powitam jako mama. Ambitnie podchodzę do tematu i na jednym potomku się nie skończy. Uważam wychowywanie jedynaka za znęcanie się nad nim. Kiepskie dzieciństwo.
Dwójka to dla mnie też za mało. Nawet trójka wydaje mi się niewystarczająca. Ostatnio rozmawialiśmy szczerze na ten temat i wyszło na to, że usatysfakcjonowałaby nad piątka.
Powiecie, że nasza sprawa. Jeśli chcemy, mamy możliwości, czas i nas stać, to powinniśmy się rozmnażać. Niby tak, ale wiadomo, co się wtedy mówi. Na pewno wpadła. Nie zabezpieczają się. Stracili kontrolę. Dziecioroby. Robią to dla 500+. Ogólnie nie ma w Polsce dobrego klimatu dla rodzin wielodzietnych.
Kiedy powiedziałam o swoich planach i marzeniach koleżance, to popukała się po głowie. Stwierdziła, że oszalałam. Chcę sobie zmarnować życie. „Cały czas będziesz w ciąży. Zaczniesz zmieniać pieluchy i znowu wylądujesz z brzuchem. To się nigdy nie skończy. Szkoda życia” - mniej więcej tak powiedziała.
No i tego się boję. Że zostanę uznana za wariatkę albo… naprawdę coś jest ze mną nie tak.
Powiedzcie mi szczerze - czy młoda kobieta, która nie boi się tego, że zajdzie w ciążę i wręcz chciałaby urodzić jak najwięcej dzieci, to Waszym zdaniem coś dziwnego? Albo inaczej, bo pewnie odpowiecie twierdząco. Czy istnieje ryzyko, że tylko to sobie wmówiłam, a później pożałuję, bo nie dam sobie rady?
Na ten moment jestem zachwycona perspektywą dużej rodziny i wydaje mi się to całkowicie normalne. Uważam, że takie mam powołanie. Nie kariera i imprezy, ale właśnie porodówka i pieluchy. Kocham dzieci i chcę doświadczyć ich miłości. Jakby nie było, potomstwo to też zawsze dobra inwestycja.
Czy ze mną jest coś nie tak?
Karolina