Nie jestem bogata, ale jakoś sobie daje radę w życiu. Nigdy nie uważałam, że lepiej mieć, niż być. Wyglądam schludnie, brudna nie chodzę, więc chyba nie jest tak źle. Lubię się ładnie ubrać, chociaż zazwyczaj są to tanie rzeczy. Ostatnio dałam się namówić na zakupy w outlecie, bo dostałam trochę gotówki. Kupiłam kilka firmowych rzeczy za naprawdę śmieszne pieniądze.
Byłam z siebie nawet trochę dumna, bo dawno nie miałam nic markowego na sobie. Poszłam do szkoły i się zaczęło... Dopadła mnie grupka dziewczyn i zaczęły wypytywać, skąd to wzięłam. Powiedziałam szczerze, bo czego tu się wstydzić. Wtedy usłyszałam, że to straszna wiocha, bo outlety sprzedają same opady i to sprzed kilku sezonów!
Poczułam się jak śmieć. Chciałam dobrze, a wyszło jak zawsze.
Mogłam się nie wygłupiać z tymi markowymi ubraniami, bo one widocznie do mnie nie pasują. Ubierałam się na bazarze albo w małych sklepach, to nikt nic nie mówił. Teraz sensacja i naprawdę wytykają mnie palcami. Wiem, że to głupie, ale trudno mi to tak znosić. Chyba, że to one sobie coś wymyśliły i specjalnie tak się czepiają?
Co myślicie o outletach i kupowaniu ciuchów, które były w normalnych sklepach np. rok wcześniej? Nie wiedziałam, że dla niektórych to takie straszne upokorzenie. Do głowy by mi nie przyszło. Kupujesz coś oryginalnego, ale już nie wypada w tym chodzić, bo w normalnej sprzedaży było pół roku temu? Dla mnie to chore...
A Wy co uważacie?
Kaśka