Moja kuzynka spodziewa się dziecka. Drugiego. Na szczęście za pierwszym razem mnie ominęło i matką chrzestną została moja siostra. Jesteśmy dla kuzynki najbliższą rodziną, bo jest jedynaczką. Nie mam pewności, ale mogę przypuszczać, że tym razem padnie na mnie i już się tego boję. Zostało dużo czasu, ale jestem panikarą i nic na to nie poradzę.
Gdyby chodziło tylko o udział w mszy, to przecież nie miałabym nic przeciwko. Ale wiadomo, jak wyglądają chrzty. Najpierw trzeba wziąć zaświadczenie z parafii, że jest się osobą wierzącą. Potem często wymagają spowiedzi, czasami jest jakieś spotkanie z księdzem, w kościele trzeba przyjąć komunię. A co ma zrobić ateistka?
Nie chodzę do kościoła od wielu lat, na religię też nie. Księża z parafii o tym wiedzą i nie dostanę tego papierka od ręki. Aż mi się przewraca w brzuchu, jak o tym pomyślę.
Dobrze mi z tą moją niewiarą i najchętniej nie zbliżałabym się do kościoła. Ale jak przyjdzie co do czego, to trzeba będzie pójść. I robić z siebie idiotkę... Co miałabym powiedzieć, gdyby ksiądz zapytał, dlaczego mnie nie widuje? Udawać? Obiecywać poprawę? To nie jest w moim stylu. Bardzo się tego boję, bo dla mnie to będzie upokorzenie.
Z tego powodu najchętniej bym odmówiła. Znajdzie sobie jakąś lepszą chrzestną... Ale wiadomo, jak jest w Polsce. Nikt już nie patrzy na wiarę. Chrzest to impreza rodzinna. Jak odmówię, to znaczy, że mam coś do niej osobiście. A przecież nie o to chodzi!
Chcę się do tego przygotować. Pomóżcie.
Renata