Nie zdałam. Nie zdałam matury. Nawet nie wiecie, ile nerwów kosztuje mnie napisanie tego, a co dopiero powiedzenie o tym. Zwłaszcza rodzicom. Oblałam matematykę, zabrakło mi kilka procent. Od zawsze jestem humanistką i wiedziałam, że to się tak skończy. Wiadomo, że można było się tego nauczyć i jakoś zdać, ale widocznie jestem za głupia. Czytałam, że to był egzamin nie na wiedzę, ale na inteligencję. No to wszystko się zgadza. Idiotka ze mnie. Przynajmniej według tego chorego systemu edukacji.
Specjaliści zaraz mi powiedzą, że to było banalne i powinnam się wstydzić, a na dodatek matematyka jest niezbędna do życia. Jakoś przez kilka lat matmy na maturze nie było i wielu daje sobie bez tego radę. No, ale nie dość, że jestem głupia, to jeszcze pechowa. Co z tego, że polski, angielski i historię zaliczyłam pięknie, skoro i tak nie mogę złożyć nigdzie dokumentów. Rodzice jeszcze o tym nie wiedzą, ale chyba będę trwała w tym kłamstwie. Inaczej mnie przeklną.
Jak udało mi się utrzymać to w tajemnicy? Szczerze mówiąc, nie miałam sprecyzowanego planu. Wróciłam z rozdania świadectw maturalnych, mama zapytała jak poszło, ja odpowiedziałam, że całkiem nieźle i rzuciłam jej na stół teczkę z dokumentami. Spojrzała tylko pobieżnie, ktoś zadzwonił i po temacie. Sprzątnęłam dowód mojej winy i do dzisiaj się nie wydało. Zobaczyła chyba tylko polski. Miała jakiś problem w pracy, była rozkojarzona. Później powtórzyłam tacie, że wszystko w porządku, mama potwierdziła i już.
Do teraz uznają mnie za grzeczną dziewczynkę z dobrymi ocenami. Tylko nie wiem jak kręcić dalej. Trzeba składać dokumenty, wnosić opłaty, potem lista przyjętych... Poprawka dopiero pod koniec sierpnia i nawet jeśli zdam, to przecież i tak mogę zapomnieć o państwowych studiach. Wiem, że wreszcie się to wyda, ale jestem sparaliżowana na samą myśl. Źle zrobiłam, że nie wyprowadziłam mamy z błędu, robię jeszcze gorzej trwając w tym.
Rodzice nie są tyranami, więc nikt mnie za to nie pobije, ale skończy się moja dobra opinia. Zawsze uważali mnie za rozsądną osobę. Czerwone paski na świadectwach, żadnych wybryków, pyskówek, podejrzanego towarzystwa. Miałam sporo swobody, ale mądrze ją wykorzystywałam. Teraz mogą mi ją mocno ograniczyć. Czytałam nawet Wasz poradnik o tym co robić, kiedy się nie zda. Nie muszę chyba mówić, że łzy same ciekły mi z oczu. Jakieś prywatne uczelnie, szkoła policealna, wolny słuchacz... Dla mnie to dramat.
Boję się tego, co o mnie pomyślą, boję się, że to się rozniesie... Już mniejsza z tym, czy stracę rok. Najgorsze jest to, że tkwię po uszy w kłamstwie, a moja reputacja wisi na włosku. Taka mądra i grzeczna, a jednak skończona idiotka.
A.