Ciekawa jestem, co mi doradzicie, bo jestem w kropce. Przypadła mi zaszczytna rola świadkowej na ślubie przyjaciółki, ale szczerze mówiąc, już mam tego dosyć. Nie jestem jakąś wieśniarą, więc nie zrobię jej wstydu, a i tak jej otoczenie wypytuje, co będę miała na sobie, jaką sukienkę, jakie buty, fryzurę, kiedy zrobię sobie profesjonalny makijaż, manicure... To jakieś szaleństwo. Chcę wyglądać schludnie, ale nie mam zamiaru wydawać na to wszystkich oszczędności. Których zresztą nie mam.
Sukienkę i buty już mam. Pokazałam jej nawet, zaakceptowała i z głowy. Chociaż to też wydaje mi się dziwne, żeby ona musiała to wcześniej zatwierdzać... Największy problem mam z całą resztą, bo tak naprawdę to nie wybierałam się do żadnego salonu piękności. Cerę mam ładną, wystarczy zwykły domowy makijaż. A na głowie nie chcę mieć żadnych koków, tylko proste, rozpuszczone włosy. Potrafię to zrobić sama.
Czy ja koniecznie muszę iść do fryzjera, żeby zrobić sobie na głowie dokładnie to samo, co mam codziennie? Wiadomo, że bardziej utrwalę włosy, ale nie lubię wymyślnych fryzur. Znając życie, to musiałabym pójść do salonu wiele godzin wcześniej, potem siedzieć pół dnia i uważać, żeby coś się nie zepsuło, a przy okazji wydać minimum stówkę za nic.
Będę złą świadkową, jeśli z tego zrezygnuję? Nie wydaje mi się, ale niektórzy ludzie wpadają w amok z tej okazji. Według mnie, akurat w mojej sytuacji, szkoda pieniędzy na takie rzeczy. Wolę dołożyć więcej do koperty, niż iść do fryzjera tylko po to, żeby pójść.
Co radzicie?
Agnieszka