To będzie krótki list, bo nie mam siły na więcej. Przeżywam największy dramat w życiu i wiem, że nic nigdy go nie przebije. Mój młodszy brat został pół roku temu potrącony przez samochód i zginął na miejscu. Nie będę się rozpisywać, jak nas to wszystkich rozwaliło. Sprawca nie uciekł z miejsca zdarzenia. To on zaczął reanimację i wezwał pogotowie. Nic nie udało się zrobić. Facet ma około 30 lat, żonę, małe dziecko i nigdy nie miał problemów z prawem. Zwykły wypadek.
Zwykły dla ludzi z zewnątrz, ale rodzinę dotyka to w straszny sposób. Trudno tak po prostu się z tym pogodzić i powiedzieć „nic się nie stało, żyje się dalej”. Moi rodzice do tego stopnia to przeżywają, że przestali chodzić na rozprawy. Mówią, że nie mogą na niego patrzeć. Ja też tak miałam, ale chyba mi przeszło. Wszystko przemawia za tym, że to był zbieg okoliczności. Na pewno tego nie chciał i w niewielkim stopniu się do tego przyczynił.
Oczywiście, prowadził samochód i powinien zachować szczególną ostrożność. Tylko, że warunki były kiepskie, jeszcze coś go oślepiło i trafił. Brat szedł poboczem i nie miał na sobie żadnych odblasków. Niczego nie usprawiedliwiam i nie chcę go tłumaczyć, ale staram się zrozumieć. Nie chcę mieć śmiertelnego wroga, któremu życzę jak najgorzej. Wolałabym zamknąć ten rozdział i nie marnować człowiekowi życia. To po prostu mogło się przydarzyć każdemu.
Wiem, że w czasie najbliższej rozprawy on będzie prosił o wybaczenie. Tylko ja będę tam z najbliższej rodziny. Już kilka razy ze łzami w oczach przepraszał, a nawet prosił o surową karę. Zastanawiam się, czy tym razem nie powiedzieć wprost - wybaczam, twoje wyrzuty sumienia są największą karą. Bo ja nie chcę zemsty. Niech wyjdzie jak najszybciej z więzienia i wychowuje swoje dziecko. Ono nie jest niczemu winne…
Daria