Zamieszkałam ze swoim chłopakiem i zdecydowaliśmy się na to, że będziemy mieć psa. Niestety nie potrafimy się dogadać co do szczegółów, bo mamy zupełnie różne oczekiwania. On chce „byle jakiego”, a mnie się podoba jedna rasa. Według niego to bezsensowny wydatek, bo schroniska są pełne potrzebujących psiaków, a ja chcę inwestować w zwierzaka z hodowli za kilka tysięcy złotych. Nie mówię, że on nie ma racji, ale co mam poradzić na to, że taki mam gust?
Poza tym trochę boję się psa ze schroniska. Nigdy nie wiadomo, czy nie jest na coś chory albo jak u niego z agresją. Wolałabym nie mieć kłopotów. A jak kupię maluszka z hodowli, to od początku będzie tylko u nas i to od nas będzie zależało jego zdrowie i zachowania. W schroniskach takich młodych i ładnych za bardzo nie ma. Mnie się marzy buldog francuski. Kosztuje dużo, ale moim zdaniem warto.
Posiadanie psa to ma być dla mnie przyjemność. Chłopak to sprowadza do misji. Musimy uratować zwierzaka. A co jeśli ja nie chcę ratować? Zależy mi na piesku, który będzie mi się podobał i chyba nie ma w tym nic dziwnego. On by nie pogardził nawet starym kundlem. Ogólnie popieram adopcję zwierząt, ale tak długo czekałam na ten moment, że chyba nie zadowolę się byle czym. W dzieciństwie rodzice nie godzili się na żadne zwierzęta. Teraz wreszcie mogę i chcę to zrobić po swojemu.
Nie wiem czym to się skończy, bo dla niego 4 tysiące zł za psa to szaleństwo, a mnie się to schronisko nie widzi. Pewnie powiecie, że jestem nieczuła, ale trudno się do czegoś zmuszać.
Ja po prostu chcę mieć wymarzonego psa i nie czuję się Matką Teresą.
Iwona