Mam 19 lat i prawie rok temu zdałam egzamin na prawo jazdy. Zawsze o tym marzyłam i uważam, że jestem dobrym kierowcą. Nawet mój tata tak mówił od początku, bo nigdzie się nie spieszę, rozglądam się i jeżdżę bezpiecznie. Nagle mu się to odwidziało, bo jego zdaniem jestem jeszcze tylko dzieckiem i samochody to nie zabawa dla mnie.
W czym jest problem? Od zdania egzaminu jeżdżę często, ale zawsze z rodzicami. Oboje mają prawko. Siedzą sobie z boku i im się wydaje, że kontrolują sytuację. Oczywiście nie jadę tam, gdzie chcę, ale gdzie każą. W grę wchodzą tylko zakupy albo np. idziemy na rodzinną imprezę, oni się czegoś napiją, a ja ich odwożę do domu.
A kiedy będę mogła być wreszcie samodzielna?!
Moim zdaniem to jest najwyższy czas na to, żeby mi wreszcie zaufali. Widzą, że na drodze zachowuję się rozważnie i nie robię żadnych głupot. Nigdy nie miałam żadnej stłuczki, nawet sobie nie przypominam żadnej niebezpiecznej sytuacji. Żeby nie było, wcale też nie lubię bardzo szybkiej jazdy.
Przez rok trochę się najeździłam i nabrałam swobody. Według mnie powinni mi wreszcie pozwolić, żebym sama jeździła. Bez nich na miejscu pasażera, ciągłego patrzenia mi na ręce i komentowania. Chciałabym sobie sama wsiąść do auta i pojechać byle gdzie. Np. z koleżankami na zakupy.
Ale nie... Na to nie pozwolą, bo w końcu jestem jeszcze smarkulą.
Niby jestem odpowiedzialna za kółkiem i radzę sobie na drodze, ale przecież 19 lat to tak niewiele... Co oni sobie myślą? Że jak ich nie będzie obok, to we mnie wstąpi jakiś diabeł? Że porozbijam wszystkie samochody wokół i co jeszcze? Kiedyś muszę wreszcie spróbować. Zawsze musi być ten pierwszy raz.
Jak tak dalej pójdzie, to do czasu, aż sama sobie nie zarobię na własny samochód, mogę o tym zapomnieć. Nie rozumiem ich uporu i nie wiem już jak ich przekonywać.
Kto tu ma rację? Czy oni mają prawo tak panikować?
Lidia