Długo zastanawiałam się nad napisaniem listu. Co mnie do tego nakłoniło? Można by to ująć tak: ,,niby wszystko jest OK, ale... jednak nie jest”. Nie bardzo umiem sobie poradzić z moim „małym” problemem.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że jestem strasznie niska. Zawsze - w przedszkolu, podstawówce, gimnazjum byłam najniższa. Często się ze mnie nabijano, że mleka nie piję, że jestem kurduplem itd. Obecnie jestem na ukończeniu średniej szkoły, w lipcu biorę ślub. Jestem szczęśliwa, ale to szczęście trwa, a za chwilę zasłania je mój smutek.
Która z nas nie marzy o pięknej sukni... Ale marzyć można jak się ma +155 cm wzrostu. A ja??? Zaraz pewnie usłyszę o cudotwórczych szpilkach. Tak, uwielbiam buty na obcasie, ale co mi z tego...
Mam rozmiar 33/34, w przypadku butów zimowych to załapuje się na 35. Ale takie ma się stopy, gdy ma się 145 cm wzrostu.
Z moim przyszłym mężem marzymy o dzieciach, pragniemy mieć 3, ale jak ja będę wyglądać, nawet butów pewnie nie dam rady im zawiązać. Czuję się strasznie w sklepach - gdy chcę coś z górnej półki, a nie idzie do niej sięgnąć... To ciągłe porównywanie mnie do 13-letniego dziecka...
Narzeczony mnie akceptuje taką jaką jestem. Jednak są sytuacje w życiu, kiedy traktowanie mnie jak dziecka z gimnazjum mnie po prostu bardzo smuci i jest mi z tego powodu przykro. I wiele rzeczy i spraw jest powyżej moich możliwości. Mojego wzrostu. Czy mogę być dobrą żoną i matką?
Sara