Do napisania o swoim problemie, skłonił mnie niedawno opublikowany list. Czy iść na ślub byłego... Moje pytanie brzmi podobnie, ale historia jest właściwie odwrotna. Mam przyjaciela z dawnych lat. Kiedyś, przez jeden głupi, nastoletni moment, próbowaliśmy być parą, ale rozstaliśmy się w przyjaźni i zgodzie, twierdząc, że przyjaźń jest dla nas jedyną opcją. Jak to dzieciaki, potrzymaliśmy się trochę za rączki, do niczego więcej między nami nie doszło. Po „rozstaniu” pozostaliśmy przyjaciółmi i tak jest do dzisiaj.
Lubimy się, mamy do siebie zaufanie, spotykamy się raz na jakiś czas. Czasem w towarzystwie mojego chłopaka, innym razem sam na sam. Ta znajomość jest dla nas obojga bardzo cenna, ale też całkowicie pozbawiona pierwiastku romansu. Kamil kilka lat temu związał się z poznaną wtedy dziewczyną. Ja też ją poznałam. Nie mogę powiedzieć, że się nienawidzimy, ale mamy zupełnie inne charaktery, więc naprawdę nie udało nam się zaprzyjaźnić. Wydaje mi się, że jej nieszczególnie zależało na tym, żeby mnie poznać i polubić, z kolei ja nie lubię się narzucać.
Nigdy mi nie przyszło do głowy, żeby stanąć między Kamilem, a jego dziewczyną, ale ona chyba odbiera niektóre sygnały źle. Na początku ich związku, Kamil często zwracał się do niej moim imieniem. Wiem, że mogło jej być przykro, ale wtedy byłam osobą, z którą spędzał najwięcej czasu, przyzwyczajenie robi swoje. Takie drobiazgi sprawiły, że ona nigdy nie zapałała do mnie sympatią. Może nigdy nie uwierzyła do końca w przyjaźń między chłopakiem a dziewczyną? Nie wiem. Tak czy inaczej, niedawno dowiedziałam się, że się zaręczyli. Cieszę się bardzo ich szczęściem, ale mam teraz kłopot.
Zaproszenia zostaną rozesłane za jakiś czas, a Kamil już mnie prosi o rezerwowanie terminu. W pierwszej chwili się ucieszyłam i już zaczęłam szukać sukienki, ale po chwili namysłu stwierdziłam, że nie wiem, czy powinnam iść. Nie mam sobie nic do zarzucenia, a Kamil mówi, że sobie nie wyobraża, żeby mnie tam nie było, ale ja mam wątpliwości. Z reguły kobiety bardziej przeżywają ślub, niż mężczyźni. Chciałyby mieć wtedy wokół siebie tylko najbliższych ludzi. Mam wrażenie, że moja obecność zepsuje jej ten dzień. Muszę też dodać, że raczej dbam o siebie, fitness, zdrowa dieta, modne ubrania. Nie mam kompleksów na punkcie wyglądu. Wiem z doskonałego źródła, że przyszła panna młoda mogłaby nie czuć się dobrze, gdybym pojawiła się na jej ślubie i na domiar złego, wyglądała dobrze.
Jej zazdrość ma dla mnie zupełnie niezrozumiałe źródła, ale to właściwie nie ma znaczenia. Bez względu na to, co o niej myślę, nie chcę jej psuć tego dnia. Próbowałam to wyjaśnić Kamilowi, ale on nie rozumie, że nawet w dorosłych kobietach potrafią siedzieć niepewności i kompleksy sprzed wielu lat. Z jednej strony, nie chcę sprawić zawodu przyjacielowi, z drugiej, nie chcę pannie młodej zepsuć jej wielkiego dnia. Głupio się czuję pisząc o tym, ale wydaje mi się, że ona po prostu czuje, że jestem od niej atrakcyjniejsza. Kamil też to widzi, bo w swojej głupocie mówi czasem, że nie pokochał jej za wygląd, czasem zdarzy mu się powiedzieć mi komplement.
To wszystko sprawia, że prosta sytuacja - ślub przyjaciela, robi się skomplikowana. Nie chcę brać udziału w jakiejś intrydze, bać się, że świadkowa „przypadkiem” wyleje na mnie wino, albo, że młoda będzie miała do mnie pretensje, jak zatańczę z młodym, czy tam będę miała ładnie włosy ułożone. Przydałoby mi się spojrzenie osób trzecich, niezaangażowanych w sytuację emocjonalnie. Powinnam iść na tę imprezę?
Ewelina