Od razu powiem, że nie mam 13 lat, ale prawie 19. To tak dla informacji, bo wiem, że mam problem jak jakaś niezrównoważona nastolatka. Prawda jest taka, że właśnie tak się teraz czuję. Na pierwszy rzut oka jestem normalną, szczęśliwą dziewczyną, której nic złego się nie dzieje. W szkole idzie nieźle, matury się nie boję, rodzina w porządku, mam chłopaka, mogę na niego liczyć...
Zaraz, właśnie nie mam chłopaka! Albo go mam, ale nie wiem? To idiotyczne, ale mam obok siebie kogoś i kompletnie nie wiem, jak nazwać tę znajomość. Może on jest tylko moim kolegą i za dużo sobie wyobrażam, albo boimy się przyznać, co to tak naprawdę jest?
Tak więc mam kolegę, który zachowuje się jak mój chłopak. Na dodatek wszyscy wokół twierdzą, że jesteśmy parą. A ja głupia nie wiem na czym stoję, bo nie potrafię o tym rozmawiać.
Znamy się od dawna, ale od czerwca jesteśmy praktycznie nierozłączni. Trudno powiedzieć, żeby to była zwykła przyjaźń. Zresztą, nie wierzę w coś takiego między osobami różnej płci. To zawsze kończy się tak samo. U nas było podobnie – najpierw jakaś impreza w większym gronie, potem wspólne wyjście do kina, telefony, sms-y, nawet wyjechaliśmy razem na weekend. Kilka razy się całowaliśmy, ciągle powtarza, że mu na mnie zależy.
Ale równocześnie nie potrafimy się przyznać, że to jest miłość. Albo nie jest. To jest takie dziwne coś i mam z tym problem. Nie mogę powiedzieć, że on jest moim chłopakiem, on też nie mówi, że jestem jego dziewczyną. Jak już trzeba, to mówimy, że jesteśmy znajomymi. Dziwnie to brzmi, bo jesteśmy naprawdę blisko.
Chyba, że tak wygląda przyjaźń? Pomóżcie mi, co z tym zrobić. Postawić sprawę jasno, czy dalej trwać w tym czymś?
Gosia