Jestem w stałym związku kilka ładnych lat. Miałam prawie 17 lat, kiedy poznałam mojego partnera i kiedy ten mnie w sobie rozkochał. Nasze początki były trudne, on 10 lat starszy, ja młoda i niewinna. Jednak oczarował mnie i chyba wpadłam na dobre. Zakochałam się i to tak bardzo, że walczyłam o ten związek z rodziną, która nie chciała uszanować mojego wyboru. Rodzice zabraniali, próbowali zatrzymać, ale ja robiłam swoje. Był dla mnie bezpieczną przystanią, z nikim się nigdy tak nie czułam. Uwielbiam jego towarzystwo, uwielbiam spędzać z nim czas. W końcu rodzice zaakceptowali go. Zrozumieli, że jest odpowiedzialny, że mnie nie skrzywdzi.
Tak minęły nam trzy lata, zdałam maturę i postanowiliśmy, że zamieszkamy razem. Poszłam na studia zaoczne i do pracy, chociaż było to dla mnie poświęcenie (oczywiście dla związku). Mimo wszystko cieszyłam się, że jesteśmy ze sobą na co dzień. Sielanka skończyła się po roku. Wszystko się zepsuło, nie ma między nami normalnych rozmów, ciągłe krzyki, pretensje, awantury. Prawdę mówiąc, zaczęłam marzyć o innym życiu. Chciałam wolności, zabawy, chciałam wracać do domu i mieć święty spokój. A tymczasem jedyne co zaczęło nas łączyć, to... dobry seks.
Nie widziałam, że problem byłam JA. Wywoływałam sprzeczki, w zależności od tego jaki miałam nastrój. Groziłam, że odchodzę, że się wyprowadzam, a nigdy tego nie robiłam. Długo był cierpliwy i znosił moje humory, ale ostatnio przesadziłam, a on powiedział dość, pakuj się i jak będziesz mogła to się wyprowadź (dodał przy tym, że pomoże mi w nowym starcie, ale on już być ze mną nie może). I wtedy mnie olśniło!
Nie chcę wielkiego świata! Mój świat stoi przede mną i ma już mnie serdecznie dość. Zresztą czemu tu się dziwić? I tak był wytrwały. Spadły mi klapki z oczu i zobaczyłam, co narobiłam. Może jeszcze nie jest za późno, bo nadal dzieli ze mną łóżko, ale wiem, że chce mnie ukarać. Zmienił się, traktuje mnie jak powietrze i już zapowiedział, że jak miałam za dobrze, to on mi teraz pokaże.
I faktycznie pokazuje, ale ja nie mogę już dłużej tego znieść. Chcę to naprawić i chcę się zmienić, ale on już mi w nic nie wierzy. Budzę się codziennie z nową nadzieją, ale on ją gasi. Kocha mnie, inaczej już dawno by mnie przegonił. Ale jak przekonać go, że jeszcze może być dobrze? Jak odzyskać zaufanie?
Sara