Mam 16 lat i muzyka jest dla mnie bardzo ważna. Dzięki niej mogę się wyluzować, bo wiadomo, że w szkole dużo stresu, w domu też różnie. Zakładam słuchawki i mogę się oderwać. Nie udaję jakiejś poważnej dziewczyny kochającej muzykę poważną. Lubię pop, np. Justina Biebera, One Direction, Selenę Gomez, Demi Lovato. Ich piosenki sprawiają mi przyjemność, więc ich słucham. Czy jest w tym coś złego? Kiedy innym o tym mówię, to wychodzi na to, że tak.
Nie jestem dziecinną „Belieberką” albo „Directionerką”. Nie kocham ich nad życie, nie sikam w majtki na ich widok i nie bronię za wszelką cenę. Ale można powiedzieć, że jestem ich fanką, bo większość piosenek mi się podoba. Nie widzę w tym żadnego problemu, ale moi znajomi mnie wyśmiewają. Mówią, że to artyści dla głupich dziewczynek i wstyd czegoś takiego słuchać.
Czasami wrzucam na tablicę na Facebooku fajną popową piosenkę, która mi się w danym momencie najbardziej podoba. Niektóre koleżanki lubią to, a reszta głupio komentuje. Obrywa mi się tylko dlatego, że mam inny gust, niż oni... Dla nich „poważna muzyka” to okropny polski hip-hop albo jakiś zagraniczny dance. Ja tego nie lubię, ale ich nie krytykuję. Każdy ma inny gust.
O co w tym chodzi? Czy to naprawdę obciach, że słucham tego, co lubię i się z tym nie kryję? Nie rozumiem oceniania ludzi w ten sposób. Sama nie wiem, co robić. Mogę się „ukrywać”, ale to dla mnie głupota.
Izabella