Jestem zakochana w moim chłopaku. Myślałam i chyba dalej myślę, że to może być ten jedyny. Może, ale czy będzie...? Potrzebuję czasu na to wszystko, a on mi go nie daje. We wrześniu się obronił, nie znalazł żadnej dobrej pracy i wymyślił, że wyjeżdża do UK. Podobno tam są większe perspektywy, a jak nie, to przecież zawsze może wrócić. Chce spróbować, ale chyba zapomniał o mnie. Ja jestem przywiązana do rodziny, mam jakąś pracę, plany... A on zapytał, czy pojadę razem z nim.
Fajnie byłoby razem mieszkać i poczuć się wreszcie samodzielnie, ale to mnie trochę przerasta. Wcześniej nie myślałam o przeprowadzce nawet do innego miasta, a co dopiero mówić o obcym kraju. Jak ja się tam odnajdę? Angielski taki sobie, a w moim zawodzie przydałby się idealny. On mówi, że nie mam się czym przejmować. Jak się uda, to on nas sam utrzyma. Nie jestem tego pewna. Nawet bym nie chciała.
Zareagowałam trochę histerycznie, bo najpierw pomyślałam o rozłące z rodziną, nowym otoczeniu i tym, jak bardzo zmieni się moje życie. Dopiero niedawno zadałam sobie pytanie, czy na pewno chcę żyć razem z nim. Raczej go kocham, ale czy to ten jedyny? Nie wiem. To ogromna odpowiedzialność, na którą chyba nie jestem gotowa. Postawił mnie pod ścianą i teraz mam wybierać – albo pojedziemy tam razem, albo on sam i koniec z nami. Ja tego nie chcę! Wolałabym mieć czas na poznanie go jeszcze lepiej.
Co ja mam teraz zrobić? Jest mi bardzo bliski, myślę o wspólnej przyszłości, ale teraz mam zmieniać całe swoje życie i tak ryzykować? Jak nie wyjdzie, to wrócę do domu sama, bez pracy. Mogłabym spróbować, ale jak nam się nie powiedzie, to zostanę bez niczego. Nie wiem czy to jest dobry moment na takie ryzyko. Nie wiem, czy on naprawdę jest tego wart.
On planuje się przenieść już w styczniu, więc przynajmniej święta na pewno spędzę z rodziną. Ale co potem? Nie potrafię się zdecydować. A on wyskakuje z tekstem, że jeśli go kocham, to powinnam wiedzieć, co zrobić. To brzmi dla mnie jak szantaż. Teraz kocham, ale czy chcę wszystko dla niego zmieniać, chociaż nie jestem pewna przyszłości?
Nie wiem, ale jeśli któraś z czytelniczek była w podobnej sytuacji, to błagam o radę...
Iga