Jesteśmy razem od 10 lat. I wcale nie jesteśmy małżeństwem... Mam od 10 lat chłopaka i na razie nie zanosi się na to, żeby mój stan cywilny miał się zmienić. Kiedyś o tym marzyłam, ale przestałam. On nic nie mówi, to nie będę wychodziła na desperatkę. Jakoś się przyzwyczaiłam, chociaż mama bardzo mi się dziwi. Jak się nad tym zastanawiam, to nie wiem na co my czekamy. Mamy za co żyć, wesele nie musi być wielkie, więc mogłabym za niego wyjść chociażby jutro.
On twierdzi, że nie ma się do czego pchać, bo sama widzę, jak kończą małżeństwa. Rutyna, nuda i w ogóle nic ciekawego. I ucina temat. Ale nasze życie za bardzo się nie różni. Znamy się na wylot, już dawno się do siebie przyzwyczailiśmy. Nie ma mowy o ekscytacji i jakimś szalonym uczuciu. Jeszcze rok temu czekałam na to, aż wreszcie mi się oświadczy, ale dzisiaj wolałabym nie usłyszeć tego pytania. Nie wiem, co bym mu odpowiedziała.
Jestem nim już tak bardzo znudzona, że chyba nie widzę przed nami przyszłości. Może, gdyby kilka lat temu zdecydował się na ślub, to odzyskałabym w niego wiarę. Teraz kojarzy mi się z takim byle czym. Jemu pasuje takie trwanie bez sensu. Ja marzyłam o rodzinie, ale z nim to się już chyba nie uda. Problemem jest dla niego sam ślub, a co dopiero mówić o dzieciach, przeprowadzce do większego mieszkania...
Nie, jemu jest dobrze, tak jak jest. Nie potrzebuje zmian. Pracuje, sypia ze mną, czasem rozmawiamy, na imprezach udajemy wielce zakochanych i tak to wygląda. Imprezach... Raz na rok zgodzi się gdzieś ze mną wyjść, a kiedy pójdę bez niego, to jest strasznie obrażony. Ale chyba tylko tak dla zasady. Nie czuję, żeby był o mnie zazdrosny. Pewnie uważa, że nie mogę się już nikomu spodobać i jestem na niego skazana.
Coraz częściej myślę, że nie jestem. Zazwyczaj mogę na nim polegać, jest łagodny, dobrze zarabia, ma świetny gust, jest kontaktowy, ale... nudny. Od lat taki sam. Tak jak nasze życie. Nie widzę żadnej różnicy między tym, co było 2 czy 5 lat temu, a tym co jest dzisiaj. Nie rozwijamy się w żadnym kierunku i nie mamy wspólnych planów. Poza trwaniem przy sobie, bo tak będzie najwygodniej.
Jestem przerażona, tym co sobie uświadomiłam. 10 lat to masa czasu, a mnie się teraz wydaje, że to czas zmarnowany. Z jednej strony przestaje mi na nim zależeć, a z drugiej... Boję się, że nie znajdę szczęścia gdzie indziej.
Ewa