Drogie Czytelniczki, proszę Was o radę, bo nie chcę zranić ukochanego. Nie jestem rozpieszczoną dziewuchą, którą interesują tylko brylanty i drogie ciuchy, ale mam swój gust. A o gustach się podobno nie dyskutuje. Tym bardziej nie próbuje się ich zmienić. Mam wrażenie, że mój facet zupełnie tego nie rozumie. Kocham go nad życie, doskonale się rozumiemy, ale mamy zupełnie inne spojrzenie na niektóre sprawy. To by mi nie przeszkadzało, gdyby nie takie głupie sytuacje...
Przynajmniej raz w tygodniu muszę świecić oczami i zastanawiać się, czy powiedzieć mu prawdę, czy może udawać. Na siłę próbuje mnie uszczęśliwiać dziwnymi prezentami. Dziwnymi dla mnie, bo jemu się wydaje, że są wspaniałe. Dostaję od niego wszystko – ubrania, kosmetyki, dodatki do domu, ostatnio nawet dywan. Może brzmi fajnie, ale gdybyście to zobaczyły... Albo jest bezmyślny, albo na zakupach wychodzi z niego ostatni wieśniak.
Gdybym założyła na siebie jego prezenty i upiększyła nimi swoje mieszkanie, to wyglądałabym jak połączenie gospodyni domowej z prostytutką. Z jednej strony wspomniany dywan, w kolorowe kwiaty, z drugiej niby seksowna bielizna, która odsłania nie to co potrzeba. Czyli wszystko. Jakieś koszmarne bluzki jak z lumpeksu, buty w złym rozmiarze, za długie lub za krótkie spodnie, wazony w neonowych kolorach... Powinnam się cieszyć z tego, że tak się stara, ale trafia kulą w płot.
Mam 2 zawalone tymi badziewiami szafy, niedługo zacznę to znosić do piwnicy. Sugeruję mu, że za dużo tego wszystkiego, że może ubrania powinnam wybierać sobie sama, a w domu mam już wszystko, co potrzebne. Przytakuje, a potem kolejny prezent. I co mam zrobić? Awanturę z powodu prezentu? Brzmi idiotycznie, ale mnie to zaczyna już męczyć. Nie znam delikatnego sposobu, żeby mu to uświadomić.
Ostatnio dla żartu kupiłam mu spodnie w koszmarną kratę i okulary słoneczne z wystającymi uszkami. Rzeczy jak dla klauna. Myślałam, że to go przekona, że nie zawsze trafiamy w swój gust. On się ucieszył! Mało tego, następnego dnia umówiliśmy się na mieście i on miał to na sobie! Nie rozumiem tego. Na co dzień wygląda fajnie, elegancko i z klasą, ale potem zamienia się w jakieś bezguście.
To samo chce zrobić ze mną. Ja nie ulegam, a on dalej swoje. Nie chcę go ranić i wyzywać od głupków, którzy nie wiedzą co się nosi i jak urządza się mieszkania. Ale jeśli tego nie utnę, to niedługo mój dom zacznie przypominać rupieciarnię. O ile już tak nie jest. Walić prosto z mostu, skoro inaczej nie rozumie, czy radzicie coś innego?
Sara