Piszę do Was ponieważ sama już sobie z tym wszystkim nie radzę. Mam 19 lat, właśnie skończyłam LO, napisałam maturę w tym roku i.. przeżyłam zawód miłosny. X pojawił się w moim życiu kolejny raz. Chodziliśmy razem do klasy przez 3 lata. Spotykaliśmy się więc każdego dnia, pod koniec II klasy miedzy nami zaczęło dziać się coś więcej, jednak nie na długo.
Cierpiałam jednak pół roku i nie potrafiłam się pozbierać. Widziałam go codziennie. Aż w końcu nauczyłam się żyć ze świadomością, że nic z tego nie wyjdzie. Zostaliśmy dobrymi kolegami i myślałam, że na tym nasza historia się skończy. Jednak to był dopiero początek. W święta wielkanocne postanowiliśmy wybrać się na imprezę ze znajomymi, pogoda była jaka była, dlatego wracając do domu nasz samochód stanął. Na noc zostałam u X.
Między nami do niczego nie doszło, jednak uważam tą noc za nowy początek. Po tej imprezie zaczęły się wspólne wypady, kolejne imprezy, spotkania we dwoje, aż w końcu poszliśmy do łóżka. Kolejny raz stał się dla mnie najważniejsza osobą w moim życiu. Przez kolejne dwa miesiące byłam najszczęśliwsza kobietą pod słońcem, bo jedyne czego potrzebowałam do szczęścia był ON. Uwielbiałam kiedy dawał mi buziaki w czółko, kiedy trzymał mnie za rękę, kiedy stawał za mną i wpatrywaliśmy się w lustro.
Naprawdę widziałam tam dwoje kochających i szanujących się ludzi. Nasze szczęście nie trwało jednak długo. Mimo, że zachowywaliśmy się jak para byliśmy tylko przyjaciółmi. Więc zaczęłam naciskać by mój przyjaciel się określił. Nie kazałam mu kochać mnie, chciałam tylko by zadeklarował się, że zostanie i nie będzie szukał szczęścia u innej kobiety. Od tego dnia wszystko między nami zaczęło się burzyć. Spotkaliśmy się po tygodniu i pożegnaliśmy, to miał być koniec. Jednak w sobotę z imprezy wyszliśmy razem, zostaliśmy sami w mieszkaniu, okazało się, że długo nie potrafimy bez siebie wytrzymać. Cieszyłam się jak dziecko, że mogłam się do niego przytulić, posłuchać bicia jego serduszka, pobawić się jego włosami. Wiedziałam, ze przez tą chwilę odzyskałam go znowu dla siebie. Okazało się, że tylko na jedną noc.
Nie rozumiem jak ktoś przez chwile może stać się dla Ciebie wszystkim. Powiedziałam mu, że go kocham, przecież nie miałam już nic do stracenia, myślałam, ze to wszystko da się uratować. I drugi raz przeżyłam rozczarowanie. Myślę, że bolało jeszcze bardziej, ponieważ był moim pierwszym. Nie żałuję niczego w moim życiu. To, ze był w nim X też nie. Miałam przez chwile kogoś kim mogłam się opiekować, kogoś na kim mi zależało, kogoś kto trzymał mnie przy życiu, a teraz zostałam sama. Miałam najlepszego przyjaciela, człowieka godnego zaufania. Potrafiliśmy pisać godzinami, a teraz wszystko zaczyna się zmieniać.
Za tydzień wyjeżdżam na miesiąc. Mam nadzieję, że ten wyjazd pomoże mi, że będę miała czas na przemyślenie wielu spraw. Sama nie wiem, co w naszej sytuacji by było najlepsze. Ciężko jest zerwać kontakt z osoba, która jest dla Ciebie bardzo ważna, z kimś kogo kochasz, a zarazem z kimś kto ciągle jest obok ciebie. Mamy wspólnych znajomych, mieszkamy w małej miejscowości, chodzimy na te same imprezy. Z drugiej strony ciężko obok niego żyć. Patrzeć jak rozmawia czy tańczy z inna. Stykać się z jego obojętnością. Sama już nie wiem co mam zrobić.
Najlepiej by było, gdyby był obok, ale nie mogę nikogo zmusić do tego. Jestem w kropce. Jak nauczyć się z nim żyć? Co zrobić by jego życie przestało mnie obchodzić? Co jest ważniejsze przyjaźń, którą można jeszcze odbudować czy miłość o która może warto jeszcze walczyć? Jak przestać go kochać? Pomóżcie, błagam!
Patrycja