Jako fotomodelka pracuję w sumie od paru dobrych lat. Zaczęło się, gdy miałam 17 lat i znajomy znajomego zaproponował mi sesję. Później jakoś tak wyszło, że pozowałam do lokalnych reklam, trochę też dorabiałam jako hostessa, więc wiecie, generalnie kręciłam się w tym fotograficznym światku. Od roku większość sesji podłapuję na takim specjalnym portalu dla modelek. Większość zleceń odbywa się na zasadzie zdjęcia za pozowanie, ale nie powiem, czasami zdarzy się coś lepszego, za kasę. Traktuję to jako fajny dodatek do pensji, poza tym zdjęcia są super pamiątką na przyszłość. Pokażę je dzieciom i wnukom :)
Do tej pory unikałam rozbieranych sesji. Bielizna, bikini to tak, ale nie godziłam się na topless albo zupełną nagość. Mam męża, dziecko, pracuję, myślałam, że nie przystoi mi się rozebrać. Co prawda jestem jeszcze młoda, mam 23 lata i ładne ciało, ale rozumiecie mnie – był jakiś opór. Ostatnio odezwał się do mnie jednak fotograf, który totalnie mnie zauroczył swoimi pracami. Robi świetne rozbierane sesje, na serio, bardzo artystyczne zdjęcia, zero pornografii. I od miesiąca namawia mnie na sesję topless. Czuję, że chciałabym, ale boję się, że takie rzeczy nie przystoją mężatce. No i jeszcze mój mąż… Jest dumny z tego, że jestem fotomodelką, ale pomysł rozbieranych zdjęć średnio mu się spodobał.
Ostateczną decyzję pozostawił mi, ale widzę, że plan mu ewidentnie nie leży. I co ja mam teraz zrobić? Bardzo bym chciała, ale to poważna decyzja. Jestem żoną i matką, a fotki pojawiłyby się pewnie na stronie fotografa i może na tym portalu. Nie wiem, mam mętlik w głowie. Myślę sobie jednak, że lepiej żałować tego, co się zrobiło, a nie tego czego się NIE ZROBIŁO…